czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 27

*Oczami Laury*

Stałyśmy i wpatrywałyśmy się w niego, a on patrzył na nas.

- Cieszę się, że wam powiedziała, córeczki moje - podszedł do nas i chciał nas przytulić. Na co zrobiłyśmy krok do tyłu.
- Słucham? - Dopytywała się Vanessa.
- No, jestem waszym ojcem, mama nie powiedziała wam?

Spojrzałyśmy po sobie, nie wiedząc co mamy odpowiedzieć. Co on w ogóle mówił? Jaki ojciec? Przecież to nie możliwe. Mama mogła by kłamać? To co właśnie usłyszałam było dla tak wielkim szokiem. Jak on mógł tak bezkarnie kłamać?

- To, to nie prawda! - Krzyknęłam ile miałam sił w płucach i uciekłam stamtąd.
- Laura, czekaj!  - Słyszałam jak Vanessa mnie wołała zostawiając mężczyznę samego.

W ogóle nie wiedziałam co mam teraz myśleć. Czy mam mu wierzyć? A jeśli tak, to dlaczego wszyscy nas okłamywali? Co z tego mieli?  Jak on mógł przyjść tak po siedemnastu latach i mówić mi, że jest moim ojcem? Mama mówiła, że mieszkał w Holandii i ostatni raz odwiedził nas jak miałam rok, a potem że miał nas gdzieś. Później nawet mówiła, że miał wypadek. Teraz jak o tym pomyślę, to za każdym razem wymyślała inną wymówkę.
Cały czas szłam cała zapłakana, nie chciałam z nikim rozmawiać. Chciałam po prostu zostać teraz sama. Przyjechałam tu po to, żeby poznać tajemnicę mamy. Teraz kiedy prawdopodobnie ją znam.. Żałuję....
Przez cały czas, dzwonił mój telefon. To próbowała dodzwonić się Vanessa, Zendaya, to Ross i Riker, ale za każdym razem odrzucałam połączenie. Naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać. Chciałam po prostu zostać teraz sama. Chodząc tak po mieście, straciłam poczucie czasu i kiedy przyszłam do domu było już po 21:00.  Wszyscy siedzieli w salonie i kiedy mnie zobaczyli wstali i uściskali mnie.

- Laura jak dobrze, że jesteś! Myślałam, że zrobisz coś głupiego. - Przytuliła mnie Zendaya, tak mocno, jakby chciała zgnieść mi żebra.
- Gdzie w ogóle jest mama i ciocia? Bardzo są złe?
- Powiedzieliśmy im, że poszłaś na zajęcia taneczne i, że zaraz po ciebie pojedziemy.
- Dzięki.
- Ty nie dziękuj, tylko powiedz gdzie byłaś?- Krzyknęła rozzłoszczona Vanessa.
- Chodziłam po mieście.
- Masz odbierać od nas telefony, bo my tu się zamartwiamy na śmierć. - Powiedział Ross, takim stanowczym tonem. Chyba naprawdę bardzo się martwił.
- Dobrze, przepraszam - Podeszłam do niego i przytuliłam go, a on mnie pocałował.

Kiedy chcieliśmy iść na górę, zatrzymała nas mama. Spojrzała na mnie i Vanessę i skinęła głową żebyśmy poszły za nią. Jej mina sugerowała, że to na pewno nie będzie miła rozmowa.

- No to jak powiecie mi co dziś robiłyście?
- Eeee, nic ważnego...
- Nic? Z nikim się nie spotkałyście? - Patrzyła się na nas prosto w oczy. A ja czułam, że zaraz się wygadam.
- Dobra, przyznaję się...... - Vanessa kopnęła mnie w kostkę i przerwała mi, zanim cokolwiek powiedziałam.
- Laura chciała powiedzieć, że przyznaje się, że chciała namówić cię żebyśmy poszły do tej twojej ulubionej restauracji.

Nagle telefon mamy zadzwonił.

- Zaraz wrócę.

Poszła do sąsiedniego pokoju, ale i tak słyszałyśmy całą rozmowę.

- Halo, Damiano? 
- Cześć, Ellen. Słuchaj powiedz mi czy dziewczynki wiedzą o mnie, bo były ze mną na spotkaniu i myślałem, że wiedzą.
- Tak domyślam się.. To moja wina nie powinnam była tu z nimi przyjeżdżać. 
- Posłuchaj, ja naprawdę mam już dość. Proszę pozwól mi się z nimi spotkać. Powiedz im prawdę.
- Jeszcze nie teraz, a jeśli będziesz próbował powiedzieć im sam..... 
- Tak wiem... Cześć.
- Cześć.

To wszystko co dziś się stało to... Tego już naprawdę za wiele. Czyli tak naprawdę znamy tylko pół tajemnicy? Super... Ale co miała znaczyć ta rozmowa?  Czy on nie mógł nas odwiedzać?  A co miała na myśli to, że jeśli będzie próbował powiedzieć nam sam to.. No właśnie co? Dlaczego zawsze musi być tyle pytań, a tak mało odpowiedzi? Już wolałam nic nie wiedzieć niż wiedzieć to co wiem teraz. To naprawdę już za dużo.

Miałyśmy dokończyć tą rozmowę z mamą, ale ona powiedziała, że wrócimy do tej rozmowy kiedy będziemy już w NY. Dlaczego nie chce nam nic powiedzieć? Dlaczego wciąż wszyscy mają przed nami same sekrety?  Najpierw rodzice Rossa, potem moja mama i jeszcze Courtney do tego. A teraz doszła Maia i co jeszcze?? Kiedy to wszystko się już skończy? Naprawdę mam dość. Słyszałam tylko jak mama rozmawiała z ciocią, że zostaniemy tu jeszcze 2 dni, ponieważ Vanessa kończy wtedy szkołę.













******************************************
No to, połowę sekretu znacie. Jak myślicie czego dowiedzą się jeszcze siostry Marano?  
Pozdrawiam was :)

Do napisania :) 

sobota, 14 maja 2016

Rozdział 26

*Oczami Laury*

Spałam sobie spokojnie, kiedy nagle poczułam jak ktoś stuka mnie w ramię. Uchyliłam z ledwością oczy i zobaczyłam Rossa. Co on chce??

- Laura? - Powiedział to tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- Co? - Odpowiedziałam, po czym odwróciłam się od niego plecami.
- Miałaś już być gotowa!  - Krzyknął tak mocno, że podniosłam się i usiadłam na łóżku. Przy okazji obudził też dziewczyny, bo Zendaya rzuciła w niego poduszką, a Rydel.. Cóż jak to Rydel sięgała to co miała akurat pod ręką i trafiła na lokówkę, którą rzuciła w Rossa.. Strzał był celny, bo dostał w czoło. Potarł się w nie i zaczął coś mamrotać po czym powiedział do mnie, że mam 30 minut i wyszedł. Pół godziny?  Tsaa.. On chyba jest nie poważny. Myśli, że wyrobię się w 30 minut?  Nigdy w życiu. Akurat tak wyszło, że te pół godziny, pospałam jeszcze. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam była 9:06. Dlaczego on kazał mi tak szybko wstać? Zjadłam śniadanie i wyszłam na zewnątrz, gdzie czekał już na mnie Ross uśmiechnięty od ucha do ucha. Popatrzyłam na niego i pomyślałam sobie jak cudownie wyglądają jego blond włosy w promieniach słonecznych.

- Już gotowa?
- Ahh, ale na co?
- Zobaczysz - puścił mi oczko i złapał za rękę. Szliśmy tak spory czas, nie miałam pojęcia co on już wymyślił.
- Ross, dlaczego oddalamy się od centrum? - Zatrzymał się, spojrzałam na mnie i przewrócił oczami..
- Oj, bo te miejsce gdzie idziemy nie jest w centrum.
- Ale skąd wiesz gdzie jak iść? Byłeś tu wcześniej?  Nie zgubiłeś się?  Wiesz Londyn jest dość spory i.... - Westchnął głośno i zaczął coś mamrotać pod nosem. Tak wiem, wiem czasami za dużo mówię.
- Nie, nie zgubiłem się, Tak wiem.
- Skąd?
- No bo tu kiedyś mieszkałem... - Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Nigdy mi o tym nie mówił.
- Co takiego kiedy?
- Ehh. No miałem jakieś 4-5 lat, a potem często tu przyjeżdżaliśmy. To na wakacje, to ferie i w ogóle. Ostatnio byliśmy tutaj ze 2 lata temu, bo rodzice jakoś nagle przestali przyjeżdżać.
- Też tu mieszkałam w tym wieku.
- Co?  Mówiłaś, że niedawno się przeprowadziłaś i mieszkałaś tutaj z półtora roku.
- Mówiłam też, że często się przeprowadzamy.
- Fakt, ej nie mieszkałaś czasem na Kwiatowej 15/2? Nie to głupie zapomnij moje pytanie. - Zaczęłam myśleć i przypominać sobie cokolwiek, miałam jakieś przebłyski pamięci, ale nie do końca.
- Być może, ale chyba nie. A co?
- Nie, bo pamiętam ten adres, bo tam mieszkała pewna dziewczynka. Moja sąsiadka, całe dnie bawiliśmy się razem. To miała być prawdziwa przyjaźń, dopóki jej mama nie zabrała jej i nie wyprowadziła się. A potem niespodzianka i ja także się wyprowadziłem. - Cały czas wsłuchiwałam się w tą opowieść Rossa. Nie wiem czemu, ale miałam naprawdę bardzo dziwne uczucie. Wracały do mnie wspomnienia, z tamtego czasu.
- Ja też miałam takiego przyjaciela. Taka sama historia jak u ciebie. Też musiałam się wyprowadzić, ale nie wiem co się stało z tym chłopakiem. Jak miała na imię ta dziewczyna? - Blondyn podrapał się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Hmmm... Lena.. Nie czekaj. Nie pamiętam obiecałem sobie, że zapomnę.. Yyy..  Chyba Lara.. Tak chyba tak.

Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo doszliśmy na miejsce. Jak uroczo, Ross zabrał mnie na nad jezioro i dziwnym trafem była też łódka. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i podał mi rękę i wskazał żebym weszła na łódkę.

- Skąd ją wziąłeś?
- Wypożyczyłem na godzinę.
- Nie utonie? - Zaśmiałam się.
- Nie - odpowiedział mi śmiechem.

Pomógł mi wejść do łódki i oboje już na niej siedzieliśmy. Wziął w ręce wiosła i zaczęliśmy pływać po jeziorze. Nie wiem jak to zrobiłam, ale przy moich umiejętnościach to chyba wszystko możliwe. Za mocno odchyliłam się do tyłu i wpadłam do wody. Na szczęście woda nie była zimna więc nic takiego się nie stało.

- Laura?
- Cześć - powiedziałam i oparłam się o łódkę.
- Jak ty to zrobiłaś?  - Zaczął się ze mnie śmiać.
- Nie wiem, a teraz pomóż mi wejść.
- Okey - podał mi rękę, ale zamiast wciągnąć mnie on też wypadł z łódki, tak że przewróciła się do tego do góry nogami.
- Wow. Fajna pomoc - zaczęłam się z niego śmiać, a on w ramach zemsty zaczął chlapać mnie wodą.  Oczywiście nie pozostałam mu dłużna. I tak chlapaliśmy się nawzajem dobrą chwilę. Kiedy przestaliśmy Ross popatrzył mi prosto w oczy i złączył nasze usta. Wiedziałam, że Ross to ktoś wyjątkowy. Czułam się przy nim kochana, bezpieczna i bezgranicznie mu ufałam. Miałam nadzieję, że nigdy nie zawiedzie mojego zaufania.

- Dobra musimy przekręcić łódkę.
- Okey. - Zaczęliśmy się śmiać, bo nie mogliśmy jej przewrócić. W końcu po kilku próbach udało nam się i oboje wgramoliliśmy się na nią. Pływaliśmy jeszcze przez jakieś 30 minut, aż dopłynęliśmy do brzegu. Promienie słoneczne tak grzały. Była dziś naprawdę cudowna pogoda.  Siedzieliśmy razem na klifie i patrzyliśmy jak fale uderzają o klif.  Potem Ross odprowadził łódkę na przystań i krzyknął do gościa, który je wypożyczał.

- Stanley, odprowadziłem łódkę!
- Spoko!  - odkrzyknął tamten.
- Znasz go?
- Tak.

Ruszyliśmy w stronę domu, nie śpieszyliśmy się zbytnio, bo naprawdę miło nam się ze sobą szło. Kiedy wróciliśmy do domu, zobaczyła nas Zendaya, która zaczęła się śmiać.

- Co wy robiliście?
- Pływaliśmy łódką

Kiedy obydwoje się wysuszuliśmy i przebraliśmy się, zeszliśmy na dół do salonu obejrzeć jakiś film. Wtedy wbiegła Vanessa i spiorunowała nas wzrokiem.

- Spotkanie!  - Krzyknęła jak tylko mogła.
- Uhgg zapomniałam idziemy.

Tak jak to było ustalone wcześniej wszyscy wyszliśmy, wychodząc Vanessa powiedziała cioci, że wszyscy wychodzimy.

Kiedy wreszcie doszliśmy do tej restauracji, gdzie miałyśmy się spotkać nie było już odwrotu. Reszta poszła na ławkę w oddali, interweniować w razie coś, bo tak naprawdę nie wiadomo kto to był. Trochę bałam się tego spotkania. Tego jaką tajemnicę ona ukrywa. A jeśli to coś poważnego? Chciałam powiedzieć Vanessie, żebyśmy wracały do domu, ale wtedy zobaczyłam wysokiego mężczyznę w garniturze idącego w stronę restauracji. Czyżby to był on?  Zatrzymał się przed nami i spojrzał na nas tak jakby zobaczył ducha.

- Boże, czy ja dobrze widzę!  Laura i Vanessa!? Czyli powiedziała wam jednak całą prawdę?














******************************************

Na początek, przepraszam, że nie dodałam rozdziału w tamtym tygodniu, no ale nie miałam czasu. 
Jak myślicie, jaką tajemnicę ukrywa mama Laury i Vanessy? Albo kim jest ten gość?  To wszystko już za tydzień w następnym rozdziale :)

Do napisania :)



wtorek, 3 maja 2016

Rozdział 25

*Oczami Laury*

Wysiadaliśmy już z samolotu, kiedy zobaczyłam moje stare miasto łza mi się w oku zakręciła. Miałam naprawdę wspaniałe wspomnienia dotyczące z Londynem. Na lotnisku czekały na nas Vanessa z ciocią Megan. Obie podeszły i mocno wyściskały mnie i mamę. Poznaliśmy ciocię z resztą moich przyjaciół. A Van i Riker? No wiadomo rzucili się sobie w ramiona. Stali tak przez dłuższą chwilę dopóki Ross nie powiedział mu, że niedostanie kanapki z frytkami i jogurtem. Tak Riker uwielbia jeść różne dziwne mieszanki, gdzie każdy normalny człowiek, zjadłby wszystko oddzielnie. Ruszyliśmy do mieszkania cioci. Vanessa miała mieszkać tam do końca szkoły, ale okolica była tak cudowna, że nie chciało się stąd wyjeżdżać. Ciocia prowadząc nas do domu, opowiadała te swoje opowieści, bez ładu i składu, więc jak już dotarliśmy na miejsce, każdy cieszył się, że to koniec. Weszliśmy do wielkiej willi, a ta zaczęła mówić, gdzie kto ma pokój.

- Dziewczyny mają tutaj pokój, a chłopaki na końcu korytarza, Claire i Ellen wy tu obok dziewczyn.

Po tym jak ciocia Megan, pokazała pokoje powiedziała, że możemy chwilę odpocząć, a ona zawoła nas na obiad. Wszyscy poszliśmy do swoich pokoi, a moja mama i Zendayi poszły pomóc cioci w przygotowaniu obiadu.


- I co Lau masz jakiś pomysł, żeby dowiedzieć się prawdy? - Zapytała Zendaya, rozkładając się na łóżku.
- Nie mam pojęcia, muszę porozmawiać z Vanessą. - Już chciałam do niej iść, kiedy zawołały nas na obiad. Wszyscy zeszliśmy na dół.

Kiedy siedzieliśmy przy stole, panowała niezręczna cisza, którą to ciocia, to mama, lub pani Coleman próbowały przerwać różnymi pytaniami. Oczywiście, musiało paść pytanie dotyczące mnie i Rossa.

- To Laura, jak długo ty i Ross jesteście parą?
- Ciociu... - Przewróciłam teatralnie oczami.
- Laura, ciocia zapytała, odpowiedź grzecznie.
- Z tydzień
- Oo, to bardzo krótko, a powiedzcie Vanessa i Riker a jak tam u was? - Spojrzeli na siebie, po czym Vanessa zaczęła mówić.
- A dobrze - kiwnęła głową
- Radzicie sobie jakoś? No związek na odległość to bardzo poważne.
- Jak szkoła się skończy to przecież przeprowadzam się do mamy i Laury. - Było widać, jak Van lekko się uniosła.
- No dobrze jeśli tak mówisz - i ta mina typu i tak nie masz racji. Czasami ciocia potrafi zaleść za skórę i jest dość uparta.

Resztę obiadu zjedliśmy w ciszy, potem postanowiłam od razu pójść do Vanessy i obmyślić jak dowiedzieć się prawdy. Na szczęście miałyśmy czas, bo wszystkie trzy włączyły jakiś głupi film.

- Dobra, wiesz coś na temat tych dziwnych telefonów? - Zapytałam Van, która pokręciła tylko przecząco głową.
- Czekaj, mam pomysł! Chodź za mną. - Poszłyśmy do pokoju mamy, gdzie wyciągnęła z torebki jej telefon. Po czym wróciła do swojego pokoju.

- Eh, jesteś pewna?
- Oj, Lau nie dramatyzuj! Chcesz się czegoś dowiedzieć czy nie?
- No chce no.

Zaczęłyśmy przeglądać telefon mamy w poszukiwaniu jakichś przydatnych informacji, ale niestety nic. Wszystkie wiadomości i ostatnie połączenia usuwała, a e-maile czy inne rzeczy były na hasło. Już chciałyśmy się poddać kiedy nagle telefon zaczął dzwonić. Spojrzałyśmy zdziwione. Na wyświetlaczu numer był zapisany jako "x". Hmm... Jak sprytnie. Musiała wiedzieć, że będziemy węszyć.

- On dzwoni, weź go!  - Krzyknęła Vanessa i rzuciła go do mnie.
- Nie chce go! - Znów odrzuciłam go do niej. Stałyśmy tak przez parę sekund rzucając miedzi sobą telefonem. W końcu znów rzuciłam do Vanessy, a ta odebrała. Pokazałam jej na migi, żeby się rozłączyła. Ale ta oczywiście jest uparta.

Treść rozmowy telefonicznej 

- Halo?  - Zapytała niepewnie Van.
- Ellen?  
- Yyy.. Tak?  - Zapytałam bezgłośne "co?"
- Słyszałem, że przyjechałyście do Anglii?
- Amm.. Tak na majówkę.
- Słuchaj... Możemy się spotkać jutro? 
- Yyy.. O której?  - Stuknęłam się w czoło, pokazując Vanessie w co ona się pakuje.
- Hmmm... 12:00 pasuje? 
- Będzie idealnie!  - Przewróciłam teatralnie oczami, a ta uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Świetnie,  spotkajmy się obok tej twojej ulubionej knajpy, okey?
- Eeee... Jasne, Cześć - rozłączyła się po czym spojrzała na mnie i zaklaskała rękami.


- No więc wszystko załatwione, jutro dowiemy się prawdy.
- Jesteś pewna? Przecież on się skapnie, że coś jest nie tak.
- Ee,tam. Czegoś się dowiemy. - Machnęła ręką i poszła zanieść telefon.
- No dobra, ale wiesz jaka ta ulubiona knajpa?
- Nie, myślałam, że ty będziesz wiedziała - powiedziała siadając przed lustrem i poprawiając makijaż.
- Nie wiem, ich jest tutaj setki.
- Hmm. Coś wymyślimy..
- Okey - westchnęłam i poszłam na dół.


Mama, ciocia i pani Coleman nadal siedziały i oglądały film, przewróciłam oczami i poszłam do kuchni zjeść coś. Kilka minut po mnie przyszła Vanessa, usiadła obok mamy i zaczęła głośno wzdychać.

- Potrzebujesz czegoś?  - Spytała ją mama.
- No wiesz, bo brakuje mi tych naszych rodzinnych wypadów na miasto.
- Gdzie konkretnie?
- Eh, do twojej ulubionej knajpy. - Mówiła to tak smutno, takim przykrym głosem, że miałam ochotę ją przytulić. Jeny, dobra z niej aktorka.
- Oj, córciu - mama zaczęła przytulać Vanessę - chodzi ci o "Anielską Restaurację?"
- Tak - udała jakby chciała płakać, a mama przytuliła ją jeszcze mocniej. Vanessa pokazała mi kciuk w górę. - Laura chodź do nas i zaczęła nas obydwie przytulać


***

Po kolacji siedzieliśmy wszyscy w salonie na dole rozmawiając o naszym jutrzejszym spotkaniu. Rydel nie była pewna czy powinniśmy iść, bo nie wiadomo kto to, więc postanowiliśmy, że pójdziemy wszyscy na wszelki wypadek. Kiedy już zbliżała się pora snu, wychodziłam z łazienki i szłam do pokoju, aż nagle Ross Krzyknął moje imię. 

- Co? 
- Pamiętaj, jutro bądź gotowa punkt 8:00 - wyszczerzył te swoje śnieżnobiałe zęby.
- Dlaczego? 
- Oj po prostu bądź gotowa i tyle - pocałował mnie w policzek i poszedł do siebie.

Wzruszyłam ramionami i weszłam do pokoju po cichu, żeby nie obudzić Rydel i Zendayi. Dzisiejszy dzień był taki męczący, że zasnęłam od razu.


















******************************************

No w końcu jest ten rozdział :)
Przepraszam, że nie dodałam go w weekend, ale jakoś tak wyszło :/

W następnym rozdziale, siostry Marano spotkają tego tajemniczego gościa. 

Do rozwiązania sekretu coraz bliżej, ale zostaną jeszcze inne.

Jak rozdział?  Znośny?  


Kontakt :)

Hej, macie jakieś pytania?
Chcecie czegoś się dowiedzieć?
E-mail:
zakrecona.pozytywnie17@gmail.com