niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 24

*Oczami Laury*

Weszła do domu, rzuciła krótkie "jadłaś kolację " i poszła na górę. To stawało się coraz bardziej dziwniejsze. Mama nigdy się tak nie zachowywała. Na szczęście,jutro jedziemy do Anglii. Może tam razem z Vanessą uda nam się czegoś dowiedzieć. Nagle ktoś zapukał do drzwi, spodziewałam się, że to będzie Zendaya albo Rydel. Ale myliłam się. Przed drzwiami stała Maia. Już chciałam zacząć wrzeszczeć co ona tu robi i czego tu szuka. A po za tym, skąd ona wie gdzie mieszkam? Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, a ona już chciała coś powiedzieć, ale odwróciła się i uciekła. To było dziwne. Po co ona tu przyszła? Teraz jeszcze uciekła? Miałam złe przeczucia, do tego co się może stać. Poszłam się położyć, ale długo nie mogłam zasnąć. Wciąż myślałam o tym wszystkim. O tych wszystkich tajemnicach, ale w końcu usnęłam.


                                   ***


*Oczami Rossa*

Rano obudził mnie czyjś krzyk, kiedy lekko otworzyłem oczy zobaczyłem moją siostrę, szturchającą mnie w ramię.

- Ross, ty leniu! Wstawaj! Dziś jedziemy do Anglii z Laurą na majówkę. - Nie zwracałem na nią uwagi, zakrywałem się bardziej kołdrą.
- Spierdalaj, jest dopiero 6:00
- Tak chcesz się bawić?  Dobra! - Wyszła z pokoju, już myślałem, że dała mi spokój kiedy wróciła z wiaderkiem.
- Teraz wstaniesz? - Mówiąc to zamachnęła się i wylała całą wodę z wiaderka na mnie. Zanim się spostrzegłem, byłem cały mokry.
- Rydel, ja pierdziele!
- Ross!
- Dobra, już wstaje no - podniosłem się z łóżka i poszedłem do łazienki, a Rydel stała i uśmiechała się cały czas.

Godzinę później, kiedy się cały wysuszyłem i ubrałem jedliśmy wszyscy śniadanie. Rodzice byli bardzo dziwni, naprawdę bardzo. Mama wyglądała jakby bardzo chciała coś powiedzieć, ale tata patrzył na nią wzrokiem typu "jeszcze nie teraz ".

- To zostaje tylko Rocky w domu tak?  - Zapytała mama, żeby przerwać tą ciszę.
- Tak - przytaknęła Rydel.

Po śniadaniu poszedłem się spakować. Zaniosłem walizkę na dół, aż nagle ktoś zapukał do drzwi, myślałem że to Laura. Ale kiedy otworzyłem je, zamurowało mnie.
Co tutaj robi Maia? Żeby tylko Laura jej tu nie widziała, bo znów pomyśli sobie to co przedtem.

- Ross, możemy porozmawiać?  - W jej głosie słyszałem powagę. O czym ona mogła chcieć ze mną porozmawiać?
-Yyy, tak - spojrzała na mnie poważnie.
- Ja... - Nawet nie dokończyła, tylko uciekła.

O co w tym wszystkim chodzi? Nie wystarczy, że rodzice coś ukrywają? To jeszcze z Maią mogą być jakieś problemy?
Dlaczego to wszystko nie może być takie łatwe?
Po trzydziestu minutach ja, Rydel, Riker i Zendaya byliśmy w drodze do domu Laury. Stamtąd mieliśmy jechać prosto na lotnisko. Przez całą drogę, musiałem wysłuchiwać opowieści Rikera jak to bardzo cieszy się, że zobaczy Vanessę. Kiedy dojechaliśmy, wręcz cieszyłem się, że to koniec jazdy.
Zadzwoniłem do drzwi i nie minęło 10 sekund, a Laura otworzyła nam drzwi. W przejściu przytuliłem ją i wszyscy weszliśmy do domu.

- Musimy, chwilę zaczekać. Mama zaraz zejdzie na dół. - Po dwudziestu minutach, kiedy zeszła wszyscy wsiedliśmy do busa. Mama Laury powiedziała, że to najlepszy pomysł niż żebyśmy jechali dwoma samochodami.


                                     ***

Byliśmy na lotnisku i czekaliśmy na odprawę, kiedy Zendaya zaczęła temat.

- Ross, co byś zrobił gdyby Maia zaczepiła cię, a potem uciekła?
- Wiesz, do mnie też przyszła, chciała coś powiedzieć, a potem uciekła.
- Nie wydaje ci się to dziwne?
- O kim rozmawiacie?  - Wtrąciła się Laura, nie chciałem za bardzo jej mówić o Mai, nie chciałem jej dodatkowo martwić.
- Eeee, o nikim.
- Jak o nikim?  Rozmawialiśmy o Mai, która przychodzi do nas, a potem ucieka - spojrzałem na Zendayę wzrokiem "i po co gadałaś"?
- U was też była?
- Chwila, czyli u ciebie też?
- Tak - wszyscy spojrzeliśmy po sobie znacząco, o co mogło jej chodzić?

Kiedy weszliśmy do samolotu, mama Laury poszła usiąść z mamą Zendayi, a ta spojrzała dziwnie na swoją rodzicielkę.

- Mamo, co tu robisz? - Zapytała zdziwiona Zendaya. Nie wiem jak można nie wiedziećwiczenia, że twoja mama leci z tobą na inny kontynent. 
- Myślisz, że mama Laury poradziła by sobie sama z piątką nastolatków?
- A Riker? - Wszyscy spojrzeliśmy na mojego brata siedzącego z jakąś przytulanką w jednym ręku, a w drugiej trzymał kolorawankę twierdząc, że to dla zabicia czasu. - Dobra nie było tematu - wszyscy rozsiedliśmy się wygodnie w fotelach i cieszyliśmy się wspólną wycieczką.













******************************************


No trochę później ten rozdział dodałam. Choć myślałam, że w tym tygodniu w ogóle go nie dodam, ale jakoś znalazłam czas i o to jest rozdział. 
Mogę wam zdradzić, że w Anglii wydarzy się coś ciekawego. Laura odkryje sekret mamy, ale tego wszystkiego dowiecie się za tydzień :)

sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 23

*Oczami Laury *

Nigdy w życiu, bym się tego nie spodziewała. Przede mną stał balon. Myślałam, że zabierze mnie na jakiś spacer czy coś, a tu patrzę stoi od tak sobie latający balon. W życiu bym nie pomyślała, że będą latać balonem.

- I jak? Podoba się niespodzianka? - uśmiechnął się i objął mnie od tyłu.
- Tak, będziemy tym latać?  - Zapytałam z ironią.
- Oczywiście - podniósł mnie i wsadził do środka. Po czym do mnie dołączył.
- Ale umiesz tym latać tak?
- Pewnie, a po za tym jesteśmy przywiązani do liny, więc daleko nie odlecimy - zapewniał mnie blondyn.

Lina, była bardzo długa. Wydawało mi, że ma jakieś 4-5 km. Kiedyś nigdy, nie wsiadła bym na motor, ani do balonu. Matko, co on ze mną robi. Ten człowiek mnie zmieniał. Dzięki niemu, byłam bardziej odważna i spontaniczna. Cały czas czułam jakbyśmy wynosili się coraz bardziej w górę. Coraz wyżej i wyżej. Ross zabrał gitarę i zaczął mi śpiewać tę piosenkę, którą dla mnie napisał "Steal your heart " to było takie słodkie i romantyczne. Nagle czułam, że naprawdę wynosimy się jakoś dziwnie wysoko. Blondyn spojrzał na mnie.

- Laura, emm nie chce cię straszyć, ale lina się urwała i tak jakby naprawdę lecimy. - Na jego słowa, uśmiech zszedł mi z twarzy.
- Że co? Zginiemy! - Zaczęłam panikować
- Nie, Uspokój się. Umiem wylądować. - uspokajał mnie Ross, kładąc ręce na moich ramionach. Jego dotyk bardzo uspokajał.
- No dobra

Lecieliśmy tak jeszcze z 40 minut, aż Ross w końcu wylądował. Sama nie wiem, gdzie dokładnie byliśmy. To było naprawdę strasznie daleko. Jeszcze nigdy tu nie byłam. Po chłopaku było widać, że sam też dokładnie nie wiem gdzie jesteśmy.

- Ross, przyznaj, że nie wiesz gdzie jesteśmy.
- Nie martw się, wiem - podrapał się po blond czuprynie. - Wykorzystamy to i urządźmy sobie piknik - mówiąc to wyjął koszyk i koc, który rozłożył na trawie.

Położył się na kocu i poklepał ręką puste miejsce obok siebie, żebym usiadła. Posłużnie, położyłam się obok niego, a on objął mnie ramieniem. Leżeliśmy tak przez dobre 15 minut. W końcu, zaczęliśmy "piknikować". Ross wziął naprawdę same najlepsze rzeczy. Sok owocowy, babeczki, owoce, ciastka i rurki z kremem. Nie jadłam dużo, bo tak naprawdę nie byłam głodna. I tak minęła godzina. Potem znowu położyliśmy się na kocu. Promienie słoneczne tak grzały, że wtulona w blondyna zasnęłam.

Kiedy się obudziłam, spojrzałam na wyświetlacz w telefonie, spałam jakaś godzinę. Spojrzałam na Rossa, on też spał. Podniosłam się, a on przetarł oczy i spojrzał na mnie.

- Która godzina?  - Zapytał zaspanym głosem.
- 17:30 powinniśmy wracać, nie wiemy jak daleko jesteśmy

Ross wstał i pozbieraliśmy wszystko.

- Zadzwonię do Rikera, żeby po nas przyjechał - wziął do ręki telefon, ale jego mina sugerowała, że nic z tego. - Kurde no, zasięgu nie mam tutaj, a ty?
- Też nie - wymamrotałam
- Czyli musimy iść na piechotę. - w jedną rękę wziął koszyk, a drugą złapał moją rękę.

Na początku było bardzo miło tak iść, spacerowaliśmy cały czas się śmiejąc. Ale po dwóch godzinach marszu, nie było już tak kolorowo. Obydwoje byliśmy już zmęczeni, ściemniało się coraz bardziej i jeszcze do tego jak na złość, nasze telefony były rozładowania.

Była godzina 19:40, w końcu doszliśmy do miejsca gdzie stał balon i gdzie zostawiliśmy motor.

- Ross, dasz radę po ciemku jechać motorem?
- A chcesz iść dalej na piechotę? A po za tym, telefony rozładowane i nie jest wcale ciemno.
- No dobra - usiadłam obok niego i założyłam kask.

                                   ***

Kiedy wreszcie byliśmy już w centrum NY. Odwiózł mnie do domu i pocałował na pożegnanie, a potem pojechał do domu.
Na szczęście zdążyłam wrócić przed mamą, która o dziwo była jeszcze w pracy. Poszłam się przebrać i zeszłam na dół zjeść kolację. Wtedy weszła mama mówiąc "już jestem "





*******************************

Trochę krótki ten rozdział :/
No wiem, ale nie miałam za dużo czasu, ale jednak dodałam. 
Podobało się choć trochę?  

Zapraszam was do mojego wattpada

Nazwa: zakrecona_17
Książka: This is not ordinary girl 

+ link 
http://w.tt/1NevVs5


niedziela, 10 kwietnia 2016

Notka :)

Witam Was wszystkich serdecznie :)
Bardzo cieszę się, że jest duża aktywność na blogu :)
Ostatnio zaczęłam czytać na wattpadzie i właśnie o tym chcę wam powiedzieć :)

Postanowiłam zacząć pisać na wattpadzie. Oczywiście nie rezygnuje z pisania bloga :)
Będę go dalej prowadzić, tylko z tym, że rozdziały będą dodawane raz w tygodniu.

Moje opowiadanie na wattpadzie, będzie inne niż na blogu. Oczywiście Ross będzie głównym bohaterem z tym, że będę pisać fantastykę :)
Myślę, że to będzie miła odmiana :)
Wprawdzie jeszcze nic nie napisałam, ale zapraszam do obserwacji i Śledzenia na bieżąco, ponieważ prolog pojawi się lada dzień :)

Macie screen do mojego profilu :) 👇+ link


http://my.w.tt/UiNb/oSAhJfDqss?utm_medium=link&utm_campaign=invitefriends&utm_source=android

piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 22

*Oczami Laury *

Spojrzała na mnie dziwne, ale w końcu mi odpowiedziała.

- Skąd ten pomysł, przyjechaliśmy stamtąd jakieś 2 miesiące temu.
- Wiem, ale odwiedziłabym Vanessę i pokazałabym przyjaciołom gdzie mieszkałam.
- Hmm.. W sumie czemu nie, wezmę kilka dni urlopu i możemy jechać. Zadzwonię do cioci.
- Okey. - Nie zupełnie na to liczyłam, ale to mi też pasuje. Już nie mogę się doczekać wspólnej wycieczki.

                                   ***
Siedziałam w pokoju, nudząc się jak mops. Nagle mój telefon zaczął. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer mojej kuzynki.  Dawno nie dzwoniła, więc trochę się zdziwiłam jej telefonem. Czasami tylko pisała, ale nie dzwoniła.

Treść rozmowy telefonicznej :

- Halo, G?
- No cześć, co tam u ciebie?
- A no w porządku, a u ciebie?
- Emm, no właśnie chcę z tobą o tym pogadać. - wiedziałam, że na pewno nie chodzi o jakaś błahostkę. Ton jej głosu mówił wszystko.
- Wal śmiało - powiedziałam sama do końca nie przekonana.
- Rozmawiałam już o tym z twoją mamą, ale chciałam powiedzieć też tobie. Odwiedzę was. Przyjadę gdzieś tak pod koniec maja.
- Na weekend?  Opłaca ci się?
- No niezupełnie na weekend. Ja przyjadę na trochę dłużej.
- Co masz na myśli, mówiąc trochę dłużej? - Byłam zdziwiona, tym co ona do mnie mówi.
- Tak gdzieś do wakacji - że co? Dlaczego ona chce przyjeżdżać? Żeby na wakacje to ja rozumiem, ale w ciągu roku szkolnego?  Na tyle czasu?  A co ze szkołą?
- A co ze szkołą?
- Mama wszystko załatwiła, skończę ją online. - Jej ton nie był do końca przekonujący. Mówiła to tak jakby była zawiedziona tym.
- Okey, skoro tak to czekam
- Super, pa - rozłączyła się.

Następna tajemnica? Czy to coś ma związek z tymi telefonami mamy? Albo coś z tym e-mailem? Naprawdę miałam dość tego wszystkiego. Nawet gdybym zapytała i tak nikt mi nie powie prawdy. Wiedziałam, że muszę dowiedzieć się wszystkiego za wszelką cenę. Czy te dwa przypadki mają ze sobą związek?  Albo może to przypadek?  Jednego byłam pewna. Bez Vanessy nic nie zdziałam. Najlepiej dowiadywałyśmy się wszystkiego razem. Cieszę się na tą wycieczkę, bo będę mogła z nią porozmawiać. Może ona będzie coś wiedziała na ten temat. Co ja mam z tym wszystkim zrobić?

Postanowiłam zejść na dół i zapytać mamę o co chodzi z Genevieve. Choć i tak wiedziałam, że nic mi nie powie, to chociaż warto spróbować.

- Mamo, mogę o coś zapytać?
- Jasne, mów - znowu siedział z laptopem i coś pisała. Podeszłam bliżej, ale kiedy to zrobiłam, zamknęła go.
- Dlaczego Genevieve przyjeżdża?
- To skomplikowane - wiedziałam, że tak powie.
- Ale jak? - Zaczynałam już robić się trochę zła.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Nie martw się
- Jak mam się nie martwić. Nigdy się prawie, że nie odzywa, a tu nagle dzwoni sobie tak po prostu i oznajmia, że przyjedzie na dłużej.
- Laura, daj spokój, zamówiłam już bilety. Możesz powiedzieć przyjaciołom. - westchnęłam głośno i poszłam, a ta znowu otworzyła laptopa i zaczęła pisać.

                          ****

Siedziałam w domu w u Zendayi razem z Rydel. Wszyscy bardzo się cieszyli, że zabiorę ich tam gdzie mieszkałam. Najbardziej z nich była szczęśliwa Zendaya, ponieważ była w Anglii już kilkanaście razy i kochała te państwo.
W pewnym momencie naszą rozmową przerwał Ross, który wszedł z uśmiechem od ucha do ucha. Podszedł do mnie, przytulił mnie na powitanie i dał buziaka. Słodkie to było.

- Porywam wam Laurę - wziął mnie za rękę i wyprowadził z domu, po drodze machając dziewczynom na pożegnanie.
- To gdzie idziemy?  - Zapytałam zaciekawiona
- Chciałbym jeszcze przed naszą wycieczką pójść gdzieś z tobą.
- Zapraszasz mnie na randkę?
- Tak, nasza pierwsza randka - cały czas się szczerzył.
- Okey, kiedy?
- Dzisiaj, za godzinę.
- No dobra. Postaram się wyrobić.
- Pamiętaj, godzina - wskazał palcem i doprowadził mnie pod dom.

                          ***
Nie wiem, jak to zrobiłam, ale udało mi się wyrobić w tą godzinę. Założyłam swoją ulubioną sukienkę. Poprawiłam makijaż i wyszłam z domu. A co zobaczyłam?
Rossa, który stał przed domem z motorem. OMG, Czy on myśli, że ja wsiądę na tą piekielną maszynę?

Podeszłam, a on się uśmiechnął i mnie przytulił.

- Dobra, jeśli myślisz, że na to wsiądę, to chyba coś cię boli.
- Oj, przestań. - Machnął ręką i pociągnął mnie za sobą.

Staliśmy my tak chwilę przed tym motorem. Ross długo musiał mnie przekonywać, jestem osobą bardzo upartą i trudno mnie do czegoś przekonać. W końcu Ross użył swojej broni. A mianowicie, zaczął mnie łaskotać. To nie było fair, ponieważ mam wszędzie łaskotki, a ten łaskotał mnie jeszcze po żebrach..
W końcu się poddałam. Założyłam kask i prosiłam w duchu, żeby nic mi się nie stało.

- Gotowa?  - Zapytał Ross, uruchamiając silnik
- Chyba tak - w sumie to nie byłam pewna. Przysunęłam się bliżej blondyna i objęłam go rękami.

Jedno muszę przyznać, kiedy ruszył i już jechaliśmy, to było takie niesamowite uczucie. Czułam jak włosy, lekko mi się unoszą. Zajęłam kask i to było wspaniałe. Wiatr rozwiewał moje włosy. Kilka minut potem Ross wskazał, żebym założyła kask z powrotem na głowę. Tak zrobiłam, no bo miał rację, nie powinnam jeździć bez kasku. Jechaliśmy tak z dobre półtora godziny. Byłam ciekawa dlaczego jedziemy na miasto.

                               ***

Byliśmy na miejscu. To była jakaś bardzo malutka wioska. W koło kolorowe  łąka i jakieś polany. Nie powiem, było naprawdę malowniczo. Jeszcze tak pachniało od tych wszystkich kwiatów.
Chłopak wziął mnie za rękę i poszli w kierunku jakieś starej stodoły.

- No dobra, trzeba przez nią przejść - Uśmiechnął się tajemniczo.
- A co jest za nią?  - odwzajemniłam uśmiech.
- To jest niespodzianka - podszedł do mnie tak blisko, że stykaliśmy się. Czułam jaki on jest ciepły. Objął mnie w talii, a ja położyłam swoje ręce na jego szyi. Pocałował mnie i gestem ręki, pokazał żebym weszła pierwsza.
Kiedy zobaczyłam co się tam kryje, po prostu mnie zszokowało. Czy kiedykolwiek w całym moim życiu spodziewałabym się tego?  Chyba nie.






********************************
No witam was i serdecznie pozdrawiam :)
Chcę przeprosić, że rozdział dodany tak późno, ale po prostu nie miałam czasu.
Teraz częściej rozdziały będą pojawiać się tylko raz w tygodniu, w piątek lub sobotę. 
Jeśli będę miała więcej czasu, postaram się dodać je wcześniej :)

Do następnego :)


Kontakt :)

Hej, macie jakieś pytania?
Chcecie czegoś się dowiedzieć?
E-mail:
zakrecona.pozytywnie17@gmail.com