sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 31

*Oczami Rossa*

Nie rozumiałem, jak ona mogła grzebać w mojej przeszłości? I jeszcze bezczelnie chciała mnie okłamać, że ktoś jej to wysłał. Nikt nie mógł tego zrobić. Bo nikt prócz mnie i jednej osoby o tym nie wiedział. Nie mogłem w to uwierzyć, że szperała. Jak ona mogła to zrobić? Przecież ja ją kurwa kocham, a ona co? Chwila!! Że co ja powiedziałem? Czy naprawdę tak myślałem? Kocham tak na serio? O boże, chyba tak. Ale teraz byłem zbyt wściekły na nią. Zbyt wściekły, żeby o tym powiedzieć. W prawdzie powiedziałem jej już, że ją kocham, ale wtedy to nie było takie na serio. Znaczy zakochałem się w niej i powiedziałem tak, choć nie czułem tego do końca. Ale teraz jestem pewnien. Ja ją kocham. To byłby najpiękniejszy dzień w moim życiu, gdyby go nie spierdoliła. Naprawdę, nadal nie rozumiem tego jak mogła to zrobić? Tsaa, niech uważa, bo zaraz uwierzę w jej kłamstwo, że ktoś jej wysłał te zdjęcia. Tylko skąd ona je miała? Przecież to była cześć mojej misji. Nie zamierzałem wracać do domu. Nie odbierałem od nikogo telefonów. Napisałem tylko do rodziców, że muszę odpocząć i żeby się nie martwili. Musiałem wyjechać z miasta na kilka dni i poukładać sobie wszystkie sprawy.


*Oczami Rydel*

Siedzieliśmy wszyscy w szpitalu na zmianę u Laury. Tak się bałam o nią. To była przecież moja najlepsza przyjaciółka. Wczoraj coś się stało i lekarze ją operowali. Pomimo tego, iż operacja się udała, lekarz daje jej małe szanse na wzbudzenie się ze śpiączki. Tak, niestety jest w śpiączce od trzech tygodni. I co najgorsze do tego nie mam Rossa. Nikt nie ma z nim żadnego kontaktu. Jedynie trzy tygodnie temu wysłał rodzicom sms-a i tak słuch po nim zaginął. Naprawdę nie wiem co się pomiędzy nimi stało i jak bardzo daleko zaszła ta kłótnia, ale boję się, że to właśnie.... Nie Rydel. Uspokuj się i nie myśl tak. To twój brat. Kiedy Zendaya powiedziała mi o drugim zdjęciu byłam w szoku. Na drugiej fotografi, Ross, ubrany cały na czarno tak,  że ledwo widać mu było twarz, trzymał w rękach karabin i celował w jakichś ludzi. Co to w ogóle miało znaczyć? Co ja mam o tym myśleć? Nigdy bym się nie spodziewała, że dowiem się takich informacji na temat mojego brata. Ale chwila, coś tu chyba musiało być nie halo. No bo te zdjęcia jedno i drugie. To jest nie podobne do Rossa. Ohh, gdyby tak raczył się tu pojawić.

Co on sobie w ogóle myśli? Czy on nie wie w jakim stanie jest Laura? Kolejny dzień dłużył się w nieskończoność. Mama Laury, była w rozsypce. Nawet już nie wykonywała tych dziwnych telefonów. Wszyscy się martwili. Moi rodzice codziennie pytali co z Laurą.

Kiedy wróciłam do domu, w salonie siedział tata szukający czegoś w papierach. Dziwne, o tej porze jest w domu? Ciekawe czy wie gdzie jest Ross? Wtedy kiedy zniknął na miesiąc, on wszystkich uspokajał i wiedział gdzie znajduje się jego syn. Ale nie chciał nikomu powiedzieć. Nawet mamie, co było dziwne. Usiadłam na przeciwko niego i postanowiłam posypać go pytaniami.

- Tato, ty w domu o tej porze?
- Tak wyjątkowo - odpowiedział raczej spokojnie.
- Ross pisał coś?
- Nie martw się o brata.Poradzi sobie - ty coś wiesz! Wiem to!
- Od trzech tygodni nie dawał znaku życia, mama dzwoniła na policję, ale oni też nie mogli go znaleźć. A do tego wszystkiego jego dziewczyna -zapewne była, ale to nie ważne. - Jest w śpiączce.
- Ross nie powinien sobie teraz zaprzątać nią głowy. To dobrze, że nic nie wie. A teraz przepraszam cię, ale muszę wyjść.

Ta rozmowa była jedną z najdziwniejszych jaką przeprowadziliśmy. Tak jakby ojciec wiedział gdzie znajduje się blondyn. A potem będzie tak jak ostatnio. Wróci jakby nigdy nic. Nie rozumiałam tego wszystkiego. Nagle zadzwoniła Zendaya, żebym jak najszybciej przyjechała do szpitala.

Po dziesięciu minutach, kiedy byłam na miejscu pani Marano i Vanessa płakały. Zendaya też bliska łez podeszła do mnie.

- Z Laurą jest źle. Znów się jej pogorszyło.













***************************************************
Co myślicie? Ross wróci? Co będzie z Laurą? Niestety zbliżamy się nieuchronnie ku końcowi opowieści. 


Do napisania :) 


piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział 30

*Oczami Laury *

Szłam przez miasto cała zapłakana, już prawie nic nie widziałam przez te łzy. Nagle dostałam sms-a, zatrzymałam się na chwilę przy schodach, żeby go odczytać. Nie minęła minuta, gdy chciałam zejść. Postawiłam już nogę na pierwszym schodku, kiedy nagle poczułam na plecach czyjąś rękę, która popycha mnie na dół. Czułam jak staczałam się po schodach. Chyba straciłam przytomność, bo więcej nic nie pamiętam.


*Oczami Rydel*

Siedziałam w domu i nudziłam się jak mops. Pomyślałam, że przecież mogę wyjść gdzieś z Laurą i Zendayą. Zadzwoniłam do Lau, ale ta nieodbierała. Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Kiedy byłam w drodze do jej domu, spotkałam Zendayę, która miała taki sam zamiar jak ja. Zapukałyśmy do drzwi i czekałyśmy z kilka minut, aż ktoś nam otworzy. Kiedy wreszcie drzwi się otworzyły przed nimi stanął Riker, a za nim Vanessa.

- Coś nie tak? - Zapytał zdziwiony Riker.
- Przyszłyśmy po Laurę.
- Nie ma jej? - Zapytała ironicznie Vanessa.
- To gdzie jest? - Zapytałam zdziwiona.
- Mówiła coś, że będzie z Rossem. - Wzruszyła ramionami obojętnie jej siostra.
- Dobra, to pa.
- Patki - powiedzieli oboje.


To było trochę dziwne, dzwoniłyśmy na zmianę to do Laury, to do Rossa. Ale żadne z nich nie odbierało. Zaczęłyśmy się naprawdę martwić, że coś się stało.

Postanowiłyśmy pochodzić po mieście i poszukać ich, ale Nowy Jork jest ogromny i nie ma szans, żebyśmy znalazły ich same. Ale może tak naprawdę nic im nie jest? Może telefony im się rozładowały? Tak napewno miło spędzają czas. Właśnie, kiedyś też była podobna sytuacja. Ehh, co ja się martwię przecież ona jest z Rossem. Na bank nic im nie jest.
Trochę się uspokoiłam, ale Zendaya wyglądała na bardzo zdenerwowaną.

- Co się stało?
- Nic.. Po prostu, my musimy ją znaleźć szybko - Mówiła prawie bełkotem.
- Jest z Rossem, nic jej nie jest - uśmiechnęłam się do niej, a dziewczyna wyglądała na coraz bardziej zdenerwowaną.
- Ej, powiedz o co chodzi? - Uśmiech zszedł mi z twarzy i zaczęłam zastanawiać się czym się martwi.
- No bo Laura, powiedziała mi coś w samolocie, że ktoś wysłał jej zdjęcia Rossa i.... - Westchnęła głęboko - miała z nim pogadać - przy słowie pogadać zrobiła cudzysłów.
- O czym ty mówisz? Jakie znowu zdjęcia? - Dlaczego ja o niczym nie wiem? O co w tym wszystkim chodzi? - No bo najpierw ktoś wysłał jej sms-y, że Twój chłoptaś nie jest aż taki niewinny co? Albo jeszcze coś w stylu, że ma uciekać, bo ją zostawi i siedziałam nią zabawi. Naprawdę nie rozumiem kto mógł je wysłać.
- Dobra, ale co to za zdjęcia?
- Na jednym był Ross całujący jakaś dziewczynę i to nie byle jak..... i wydaje mi się, że to zdjęcie zostało zrobione niedawno, a na drugim.... znaczy nie wiem czy to był on, ale... - Chciała już powiedzieć co było na tym cholernym zdjęciu kiedy przybiegli Vanessa i Riker.
- I co znaleźliście ich? - Pytała lekko zaniepokojona Vanessa.
- Nie - kręciła przecząco głową Zendaya.
- Chodźmy, pójdziemy ich poszukać - skierowała swoje słowa Van, do Rikera, którzy poszli w inną stronę.

Chodziłyśmy naprawdę dość długo po całym mieście i wtedy przechodząc obok dużych schodów coś przykuło naszą uwagę.

- Ej, tam ktoś leży? - Trochę się zdziwiłam na te pytanie, ale podeszłyśmy tam bliżej i już z daleka widziałyśmy ten okropny widok.
- O matko!

Nie samym dole schodów leżała nieprzytomna Laura. Krzyczałyśmy z przerażenia. Jak najszybciej wezwałyśmy pogotowie, które przyjechało po zaledwie dziesięciu minutach. Pojechałyśmy razem z nią do szpitala i zadzwoniłyśmy do Vanessy i jej mamy. To był naprawdę przerażający widok. Co się jej stało? Przewróciła się? Zemdlała? A może? Nie... To głupie. Ale w sumie był z nią. Nie no Rydel, ogarnij się. O czym ty myślisz?

W ekspresowym tempie dojechaliśmy do szpitala, gdzie w poczekalni czekała już cała trójka: Vanessa, Riker i pani Marano. Nie było Rossa. Cóż chyba o tym nie wiedział, ale dlaczego nie odbierał telefonów? No co z nim jest? Co ja mam list gończy za nim wysłać? Czy co? Albo powiedzieć rodzicom? Jeśli nie wróci do wieczora, trzeba będzie.

Wszyscy siedzieliśmy w poczekalni, aż przyjdzie lekarz i powie nam coś się właściwie stało. Nikt z nikim nie rozmawiał, cały czas panowała grobowa cisza. Nagle przyszedł lekarz, który nie miał za ciekawej miny.

- Rozumiem, że zastałem rodzinę Laury Marano? - Wszyscy kiwnęli twierdząco głowami.
- Co z moją córką - mówiła z niepokojem.
- Jest w śpiączce i nie wiem kiedy się obudzi, to musiał być mocny upadek, ponieważ uderzyła się w głowę. Zrobiliśmy wszystkie niezbędne badania i czekamy na wyniki. Ahh, jeszcze proszę mi powiedzieć czy kiedyś miał miejsce podobny upadek? - Tak, surfowała wtedy, straciła kontrolę nad deską i uderzyła się w głowę. - Wyjaśniła Vanessa.
- Tak myślałem. Nie chcę państwa straszyć, ale jeśli uderzyła się w to samo miejsce i do tego wyniki nie będą dobre, obawiam się...
- Panie doktorze! - Krzyknęła z sali pielęgniarka, a ten pobiegł galopem do niej.

Wszyscy spojrzeliśmy po sobie smutno, wiedzieliśmy że tym razem to może być poważnego, a my nie możemy jej pomóc.











**********************************************
Cześć i czołem. Co myślicie o tym rozdziale?  Domyślacie się kto zrzucił Laurę ze schodów?  

Do napisania :) 

sobota, 11 czerwca 2016

Rozdział 29

*Oczami Laury *

Kiedy obudziłam się rano, nie chciałam myśleć o tym co stało się wczoraj. O tych zdjęciach i sms- ach, które dostałam. Jedyne czym się przejmowałam to to, że musiałam wstać o 4:00, żebyśmy zdążyli na samolot o 5:00. Nie wiem po co jechać tak szybko, ale mojej mamy nigdy się nie zrozumie. Kiedy załatwiłam poranną toaletę i się ubrałam, zeszłam na dół. Wszyscy byli już gotowi i kończyli śniadanie. Oczywiście ja musiałam być ostatnia. Usiadłam przy stole i zjadłam płatki. Przez cały czas trwała naprawdę niezręczna cisza, którą każdy bał się przerwać. Poczęści chodziło o tą moją spinę z Rossem. Dobrze, że mama i ciocia o niczym nie wiedziały, bo tak zaczęło by się przesłuchanie. Była już 4:30, czyli musieliśmy jechać na lotnisko. Wszyscy wsiedliśmy do samochodu, musieliśmy jechać busem cioci, bo tak jechalibyśmy na dwa kursy.
Et
W końcu po 20 minutach dotarliśmy na lotnisko. Tak 10 minut przed odlotem samolotu. Dosłownie biegłyśmy. W ostatniej chwili zdążyliśmy przed zamknięciem drzwi. Moja mama i Pani Coleman usiadły razem, Ross z Rikerem, Rydel z Vanessą, a ja z Zendayą. Przez pierwsze 15 minut podróży była cisza, nie odzywałyśmy się do siebie. Nagle dziewczyna wyciągnęła słuchawkę z mojego ucha i spiorunowała mnie wzrokiem.

- O co chodzi?  - Spytał mnie poważnie.
- Nie, on nic. - Na co ona przewróciła tylko oczami.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. - Nie wiem już sama. Powiedzieć jej? Napewno bym w końcu powiedziała, ale czy teraz? Dobra chyba jej powiem.
- No okey, powiem ci. Tyko narazie nie mów o tym nikomu ok?
- No pewnie. - Wyciągnęłam telefon i pokazałam jej zdjęcia i te sms-y. Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, a zarazem przerażenie.
- I co myślisz?
- Nie wiesz kto mógł je wysłać? - pokręciłam przecząco głową.
- To jest trudne...
- Wiesz, znam Rossa prawie całe życie, ale był pewien moment jakiś rok temu. On zniknął na jakiś pół roku.
- Co?? I nic ci nie powiedział?
- Nie, nikt nie wiedział co się wtedy z nim działo. Nawet nie odbierał telefonów. - To jest już na maksa dziwne. O co w tym wszystkim chodzi? Czy to może być prawda? A boże, w co ten Ross się wkopał?

Reszta podróży minęła znośnie, nie rozmawiałyśmy już na ten temat. Przed oczami ciągle miałam te zdjęcia i sms-y. Nie mogłam o nich zapomnieć.
Po kilku godzinnej podróży wreszcie wylądowaliśmy w NY. Kiedy wszyscy wsiedliśmy zabraliśmy swoje bagaże. Na lotnisku czekał na nas jakiś facet. Dałabym sobie głowę uciąć, że skądś go znam. Podszedł do nas i uśmiechnął się szeroko do mnie i Vanessy. Ach, no tak. Wszędzie rozpoznał ten uśmiech. To przecież wujek Stive. Ale chwila.. Jeżeli on tu jest to gdzie Genevieve. Przecież dzwoniła jakiś miesiąc temu, że przyjedzie. Dobra potem zapytam mamy. Wszyscy władowaliśmy się w ogromny samochód wujka. Najpierw porozwoził do domów moich przyjaciół, a na końcu przywiózł mnie, mamę i Van. Pożegnał się z nami i powiedział, że wkrótce się zobaczymy. To wszystko było naprawdę dziwne. Najgorszą rzeczą jest to, że jutro do szkoły.

Po obiedzie, postanowiłam pójść i porozmawiać z Rossem. Byłam w parku, kiedy zobaczyłam, że on też idzie w moją stronę. Zatrzymał się przede mną i głośno westchnął.

- Powiesz mi wreszcie, czemu jesteś taka zła?
- Dlatego - Pokazałam mu telefon ze zdjęciami i tymi sms-ami. Blondyn zrobił się nerwowy i nie wiedział co ma mi powiedzieć.
- Skąd je masz? - Zapytał z buzującą złością.
- Ktoś mi je wysłał. - Krzyknęłam stanowczo.
- Nie kłam! Grzebałaś mi w przeszłości - warknął na mnie. Jeszcze nigdy nie była aż taki zły.
- Czyli to prawda!
- Gówno cię to obchodzi! Gadaj skąd je masz!
- No mówię, że ktoś mi je wysłał. Skąd bym niby je miała! - Byłam już taka wściekła, tak głośno krzyczeliśmy, że niektórzy przechodzący dziwnie się patrzyli.
- O co z tym chodzi? To prawda?!
- Nie będę się kurwa tłumaczył! - Co każde słowo krzyczał coraz głośniej.

Był aż poczerwieniały ze złości i mocno zaciskał pięści. Naprawdę jeszcze nigdy w życiu nie widziałam kogoś tak wściekłego jaki był teraz Ross. Cały czas przekrzykiwaliśmy się i każde z nas powiedziało sporo niepotrzebnych słów. On nie chciał powiedzieć mi o co chodzi, ale sądząc po wszystkim to była prawda. Tylko jedno mnie zastanawiało. Kto do jasnej cholery mi to wysłał?

- Mam cię dość! - Wykrzyczałam mu w twarz i chciałam sobie pójść, ale on złapał mnie dość mocno za nadgarstki.
- Nie odchodź jak do ciebie mówię! - Warknął
- Nie będziesz mi mówić co mam robić - Krzyknęłam głośno.
- Będę, ponieważ jesteś moją dziewczyną rozumiesz? - Krzyknął jeszcze głośniej i mną potrząsnął. Tego już było za wiele. Kopnęłam go, a on odruchowo mnie puścił.
- Z nami koniec - Wykrzyczałam ile tylko miałam sił w płucach i z płaczem pobiegłam do domu.


















**********************************
No więc jak się podobało?  Trochę namieszałam. W następnym rozdziale dowiecie się co to za zdjęcia i jak myślicie kto mógł je wysłać? 

Ostatnio pewna osóbka napisała do mnie z pytaniem ile będzie ogólnie rozdziałów. Więc tak wszystkim będzie 40. Nie mniej, może z 5 więcej. 

Do napisania :) 






niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział 28

*Oczami Laury *

Od tamtego czasu, minęły 2 dni. Mama cały czas pilnowała żebyśmy nie spotkały się już z naszym rzekomym ojcem. Za każdym razem kiedy chciałyśmy zacząć ten temat, ona go zmieniła mówiąc, że jak będziemy w NY. Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego?  Dlaczego ona wciąż coś ukrywa? Ale najbardziej zastanawia mnie to czemu nie chciała i dalej nie chce żebyśmy utrzymywały jakikolwiek kontakt z tym człowiekiem. Może był zły? Ale skoro tak, to czemu nam tego nie powie? Boże, czemu to wszystko jest takie popierdolone?  Dziś Vanessa kończy szkołę i wraca razem z nami do domu. Pewnie znów będzie mi dokuczać, że jej średnia to aż 5,89 a ja mam ledwo 5,29. Ugh, nie znoszę tego.

Na zakończeniu roku naprawdę się nudziłam. Czekałam tylko aż to wszystko się skończy. Myślałam, że ten dyrektor nigdy nie zostawi tego mikrofonu w spokoju. Jak tam bardzo uwielbia gadać przez mikrofon to niech założy zespół albo coś. Naprawdę wygłaszał te swoje przemówienie przez 2h!! Aż w końcu inni nauczyciele odciągnęli go i dali coś powiedzieć absolwentom i innym nauczycielom i zaproszonym gościom. Siedząc tu nawet poznałam twarze z mojej starej klasy do której jeszcze 4 miesiące temu chodziłam. Jeny, naprawdę? Mieszkamy w jednym miejscu 4 miesiące? Czyli niedługo ja i Ross będziemy mieć miesięcznice. O matko.

Kiedy wreszcie po jakichś 4h wszystko się skończyło, pierwsza wpadłam do samochodu, jęcząc żebyśmy jechali już do domu. Myślałam, że jeszcze tu zostaniemy, ale mama oznajmiła, że jutro wracamy. Jutro ostatni dzień majówki i znów wracamy do szkoły. Na szczęście tylko na miesiąc, bo potem ja mama zakończenie roku. Jestem ciekawa, czy zabierze nas gdzieś w te wakacje, albo czy sami gdzieś pojedziemy. Zobaczymy.

Siedziałam w pokoju i pakowałam swoje rzeczy kiedy dostałam wiadomość od nieznanego numeru. To dziwne, kto to mógł być?  Otworzyłam, a tam było zdjęcie!!! Nie, nie, nie!  Ja po prostu w to nie wierzę!  Błagam to nie może być prawda! Proszę powiedz, że to nie prawda. Dlaczego teraz?  Dlaczego ten ktoś mnie tak nienawidzi? I wtedy dostałam następną wiadomość od tego samego numeru.

Od: nieznany
No i co? Ten twój chłoptaś nie jest aż taki niewinny co? 

W tym momencie wezbrała we mnie taka złość, że nie macie nawet pojęcia! Po pierwsze te zdjęcie może być prawdziwe co oznacza, że Ross mnie oszukiwał, a po drugie to do cholery od kogo? Kto to mógł być? I skąd miał mój numer?  W tej chwili nic nie przychodziło mi do głowy. Tak naprawdę podejrzanym mógłbyć każdy. Ale chwila czy mam powiedzieć o tym komuś? A zwłaszcza Rossowi?  Nie, powiem mu jak będziemy w NY. Nie chcę psuć tego wyjazdu. Ze względu na te wydarzenia poznania cząstki sekretu, to i tak był naprawdę wspaniały wyjazd. Ta randka z Rossem. To było naprawdę romantyczne i jeszcze do tego bardziej zaprzyjaźniłam się z Rydel, Rikerem i Zendayą. Nawet z Vanessą mam teraz lepsze stosunki. Tak zbliżyłyśmy się do siebie przez tą chęć odkrycia sekretu mamy. Noi przecież tak jakby się udało.

Kiedy się spakowałam zaniosłam wszystkie walizki na dół, schodząc po schodach natknąłam się na Rossa, który chciał je ode mnie wziąć, ale nie pozwoliłam mu.

- Pomogę Ci.
- Obejdzie się - warknęłam, na co ten puścił mi tylko zdezorientowane spojrzenie. Nie chcę mi się mu tłumaczyć teraz dlaczego jestem zła.

Te walizki są naprawdę ciężkie i po co ja ich tyle brałam. Tak, tak to na tylko potrafię. Wszyscy już byli spakowani i znieśli już walizki do salonu, ale gdzie się podziali? Wyszłam do ogrodu gdzie wszystkich znalazłam. No prawie wszystkich. Oprócz Vanessy i Rikera, którzy pewnie gdzieś wyszli. Rydel i Zendaya siedziały na telefonach i w ogóle nawet nie zauważyły kiedy usiadłam obok nich. Blondyn przyszedł za mną. Usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Odeszłam od niego i usiadłam z innej strony. Tak, ta jego mina typu "nic nie rozumiem" była bezcenna. Może to nie było fair, że tak się zachowuje nie mówiąc nawet o co mi chodzi, ale naprawdę nie mam siły tutaj na kłótnie. Bo bez tego na pewno się nie obędzie.

- Coś nie tak?  - Zapytała Zendaya.
- Nie, wszystko gra. - Kłamstwo
- To czemu jesteś zła na Rossa?
- Mam zły dzień - odburknęłam
- Ale na pewno wszystko okej? - Wtrąciła się Rydel.
- Tak
- Wiesz gdyby coś zawsze możesz na nas liczyć. Pamiętaj, że nam możesz powiedzieć wszystko. - Uśmiechnęła się do mnie Zendaya.
- Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółkami.  - Przytuliłyśmy się wszystkie trzy i poszłyśmy na kolacje.

Powiem im, ale później. Teraz jestem naprawdę już zmęczona. Nie powinnam być taka nie miła dla nich. Przecież one nawet nic nie wiedzą i przecież nic nie zrobiły. Położyłam się do łóżka i już chciałam zasnąć kiedy ponownie dostałam wiadomość.

Od: nieznany 
Hahaha. Żałosna jesteś!  On i tak prędzej czy później cię zostawi! Zabawi się tobą i tyle. Lepiej uciekaj póki możesz. 

I po chwili znów dostałam zdjęcie. Tym razem naprawdę się przeraziłam. O co w tym wszystkim chodzi? Czy to prawda?  Albo może ktoś chce mnie tylko zastraszyć? Naprawdę nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim.


















**********************************************

No i co myślicie?  Kto mógł wysłać te wiadomości?  Jak myślicie co to były za zdjęcia?  Czy Ross coś ukrywa? 

Do napisania :) 



Kontakt :)

Hej, macie jakieś pytania?
Chcecie czegoś się dowiedzieć?
E-mail:
zakrecona.pozytywnie17@gmail.com