sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 12

*Oczami Rossa*

Własnym oczom nie mogłem uwierzyć!! Zobaczyłem Courtney Eaton!!  Tą psycholkę!! Nie no!!  Momentalnie zacząłem uciekać, mam nadzieję że mnie nie widziała. Biegłem tak przed siebie i myślałem tylko o tym żeby się na nią nie natknąć. Kiedy wreszcie dobiegłem do parku, myślałem że ją zgubiłem. Odwracam się a tu ona stoi przede mną!!!!  Matko!!!  Jak ona to zrobiła!!
-Ja muszę już iść---znów chciałem uciekać, ale ona złapała mnie za ramię i nie pozwoliła mi na to.
-Ej, słuchaj pamiętasz, że masz zakaz zbliżania się do mnie na 5 metrów?
-Wiem, ale Ross ja się zmieniłam, nie mam już obsesji na twoim punkcie. ---czy to możliwe?  Mówiła przekonująco ale nie zbyt jej wierzyłem.
-Wiesz, ja nie sądzę żebyś...
-Nie.. Ja wiem że byłam lekko walnięta, ale to naprawię, chcę zacząć wszystko od nowa...-- Lekko?  Dobre sobie..Chciałem się od niej uwolnić, nie wiedziałem jak, coś tam odburknę i zacznę znów uciekać..

" Tymczasem u Laury "

*Oczami Laury*

Kiedy Zendaya już poszła, nudziłam się i postanowiłam przejść się do parku. No bo co innego miałam robić?  Siedzieć i się nudzić?  Nie!

Było dość ciepło, więc taki spacer to był fajny pomysł i może spotkałabym Rossa. Kiedy dotarłam na miejsce zobaczyłam Rossa jak stał z jakąś dziewczyną, trzymała rękę na jego ramieniu!!
Nie, no teraz to przegiął!!  Czyżby to była jego dziewczyna?  A może się mylę? Nie! On poznał mnie ze swoimi przyjaciółmi. Jak on mógł nie powiedzieć mi o tak ważnej rzeczy!!!  Oszukał mnie!!  Czułam się zła, smutna i zraniona!  O niczym nie myśląc uciekłam do domu żeby mnie nie zobaczyli.
Przyszłam do domu cała zapłakana. Van widziała mnie i poleciała za mną na górę.
Wbiegłam do pokoju i zaczęłam płakać.

-Laura?  Co się stało?  --Powiedziała Van, wchodząc do pokoju i przytulając mnie.
-Nic.. --Mówiłam cały czas zapłakana.
-Ej no ale siostrze powiedz.
-No bo widziałam...
-Kogo?  ---było widać, że Van się przejmuje mną.
-No Rossa, stał w parku z jakąś dziewczyną.
-Ale co robili?
-Ona trzymała mu rękę na ramieniu.
-Ale to napewno jego dziewczyna, może się mylisz?
-Tym razem się nie mylę, jestem tego pewna.
Resztę czasu Van mnie cały czas pocieszała. Oglądałyśmy film, z dużymi kubkami lodów owocowych i płakałyśmy razem na filmie. Ona naprawdę mnie pocieszyła, tak że wcale nie myślałam o Rossie i tamtej dziewczynie.

"Tymczasem u Rossa "

*Oczami Rossa*

Nie chciałem słuchać Courtney więc znowu uciekłem, tym razem mnie nie goniła. Nie uwierzyłem jej no bo wiadomo, że psycholka zawsze zostanie psycholką.
Szedłem w stronę domu Laury i postanowiłem że skoro ona chce iść na tą imprezę to pójdziemy. Kiedy doszłem, drzwi otworzyła mi Vanessa i powiedziała, że Laura nie ma ochoty na jakąkolwiek rozmowę, no ale się uparłem i mnie wypuściła.
Kiedy Laura zeszła z góry zrobiła minę jakby mnie nienawidziła.

-Co on tu robi??!!!  Mówiłam, żebyś go nie wpuszczała ---była taka wściekła
-Ale Laura, ja chciałem ci powiedzieć, żebyś szykowała się na imprezę
-Nigdzie z tobą nie idę!!  Jesteś podły!! I jeszcze masz czelność tu przychodzić???!!  ---krzyczała tak głośno,że usłyszeliby ją na innym kontynencie.
-Ale co ja takiego zrobiłem??? --Naprawdę nie wiedziałam o co może jej chodzić, przecież ja naprawdę nic nie zrobiłem.
-Oo, dobrze wiesz co zrobiłeś!!!  Nie udawaj niewiniątka Ross!!! ---Ona była naprawdę potwornie wściekła, tylko żebym wiedział co zrobiłem.
-Nie nie wiem!!!  I przestań się drzeć!!!  ---Trochę mnie poniosło, ale no to było nie fair z jej strony!

Przekrzykiwaliśmy się tak jeszcze z pięć minut, aż w końcu miałem
dość. Wyszedłem trzaskając drzwiami.

Wróciłem zły do domu. Ktoś coś do mnie mówił ale byłem zbyt wściekły. Poszedłem do pokoju i włączyłem muzykę na full. Nagle do pokoju weszła Rydel.

-Ross ścisz to!! ---Przewróciłem oczami i ściszyłem dla świętego spokoju.
-zadowolona? --Odpowiedziałem nadal zły.
-Co się stało?
-Nic, idź sobie!
-Ross, przecież widzę, mów!! I czy nie miałeś iść z Laurą na imprezę?? ---Ten jej władczy ton mnie denerwował, ale postanowiłem powiedzieć jej, może lepiej się poczuje.
-Nigdzie nie idę! Nie mam ochoty na jakieś imprezy!
-Dlaczego nie idziesz?
-Pokłóciłem się z Laurą, jak przyszedłem jej powiedzieć żeby się zbierała to zaczęła wrzeszczeć że niby coś zrobiłem i w ogóle.
-A co zrobiłeś?
-No nic!! 
-Napewno?  Może coś powiedziałeś nie tak?
-Nie, naprawdę nie wiem, o co jej chodzi.
-Jutro jak już ochłonie pójdę i postaram się dowiedzieć o co chodzi.
-Jak sobie chcesz-- machnęłem rękę, było mi obojętne, jeny dlaczego ona tak się zachowuje??

Siedziałem w pokoju z Rydel, która to próbowała mnie pocieszyć, to rozgryzała o co może chodzić i wszystko na raz.
Niespodziewanie do pokoju weszła Zendaya.

-Hej Ross, to idziecie z Laurą na imprezę?
-Ty na serio?
-Ale co?

Odpowiedziałem jej o wszystkim, ona też była zdziwiona jej zachowaniem.

-To naprawdę dziwne, bo byłam u niej z dwie godziny temu i była normalna, gadałyśmy i wszystko było ok.
-Czyli musiało się coś stać w ciągu tych dwóch godzin --uświadomiła Rydel.
-Ross co robiłeś po tym jak wróciliśmy wszyscy ze szpitala? --Zapytała Zendaya i zrobiła naprawdę świetną pytającą minę.
-No jadłem z Callumem naleśniki a potem ty przyszłaś.
-No a potem?
-Potem uciekałem przed Courtney.

*************
Podobało się? Trochę krótki, no ale myślę, że nie jest źle.
Czytasz? Skomentuj :)
Zapraszam do obserwacji mojego bloga :)

czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 11

*Oczami Rossa*

-Co? Ale ty przecież dopiero co wyszłaś, ze szpitala---Byłem zdziwiony jej pytaniem, przecież powinna najpierw wydobrzeć. Pewnie powiedziała tak ze względu na mnie, ale powiedziałem jej przecież że nie ma sprawy. Pójdziemy innym razem. Jej zdrowie jest ważniejsze i tak jej powiem. Nie?  No bo mam rację

-Laura nie wiem czy to dobry pomysł, powinnaś odpoczywać teraz.
-Nic mi nie jest---machnęła ręką, starając się mnie przekonać.
-Napewno? Hmm.. Zobaczymy co powie lekarz---bałem się o nią, nie chciałem żeby coś jej się stało, ale ona tego nie rozumie.
-Jak sobie chcesz ---powiedziała i zamknęła za sobą drzwi.

Przecież, ja dobrze jej powiedziałem, no a jeśli by zemdlała bo nie doszła do siebie?
No właśnie!
Poszedłem w stronę swojego domu. Nie chciało mi się tam siedzieć i oglądać Vanessy i Rikera, więc wybrałem dłuższą drogę.
Idąc dużo rozmyślałem o wszystkim. Nagle ktoś podszedł do mnie od tyłu.

-Siema Ross!! ---Krzyknął Callum i pomachał do mnie.
-Kurde, przestraszyłeś mnie! --Trochę się zezłościłem ale szybko mi przeszło.
-Oj wybacz, gdzie idziesz?
-Miałem do domu, ale nie chce mi się.
-To dawaj, idziemy na naleśniki z frytkami.
-Dobra, --już lepsze to niż miałbym oglądać Van i Rikera.

Siedzieliśmy przy stoliku, Callum budował domek z naleśników i frytek, a ja siedziałem i jadłem moje ulubione naleśniki. Zauważyła nas Zendaya, która podeszła do nas i się dosiadła.

-Myślałam, że jesteś u Laury
-Nie, bo ona chce iść jutro na tą imprezę, ale ja wiem że nie powinna. No bo przecież dzisiaj dopiero wyszła ze szpitala.
-Wiem, że się o nią martwisz, ale ona chyba wie jak się czuje.
-Wiesz wydaje mi się, że ona chyba też coś do mnie czuje, ale nie jestem pewny, Zendaya proszę dowiedz się! ---Chciałem udawać władczego, więc dla nastroju uderzyłem pięścią w stół.
-Ej, Ross, uważaj bo zburzysz mój domek dla naleśnikowych ludków. ---Powiedział Callum robiąc przy tym minę pięcioletniego dziecka, któremu się coś zabierze.
-Oj dobra, sorry.
-Ross, skoro masz przeczucia, to ty zrób pierwszy krok.-- Odpowiedziała mi Zendaya.
-A jeśli się mylę?  Dlaczego to ona nie może zrobić pierwszego kroku?
-No bo nie i tyle.
-Rany!! Ale chociaż wybadaj, popytaj, proszę cię!!  ---Zrobiłem tą swoją minę smutnego psa.
-No zgoda---przewróciła oczami.

Zendaya wstała i udała się w kierunku domu Laury.

" Tymczasem u Laury w domu "

*Oczami Laury

Siedziałam u siebie w pokoju i jedna rzecz ciągle nie dawała mi spokoju, a mianowicie ktoś. Oczywiście Ross. To było miłe, że martwił się o mnie. Ale było coś dziwniejszego. Nie wiem dlaczego, ale wciąż miałam dziwne uczucie, jakbym go już kiedyś znała. Nie wiem dlaczego,  jak to możliwe, ale ja naprawdę tak czułam. To dziwne. Jeszcze do tego ten sen. Kiedy byłam w szpitalu, śnił mi się Ross jak mówił o wszystkim co do mnie czuje, a kiedy się obudziłam to siedział przy mnie. Czyżby on mówił to kiedy spałam?  Czyżby ten sen był realny?  Jeszcze jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Co on u licha chciał mi wtedy powiedzieć u niego, kiedy przerwał nam Riker. Miałam różne hipotezy na ten temat. Myślałam bardzo dużo nad tym wszystkim. Jejjj ile się wydarzyło w ciągu ostatniego tygodnia. Nagle moje myśli przerwało pukanie do drzwi.

-Proszę
-Cześć --powiedziała Zendaya i usiadła na fotelu po turecku.
-Cześć, --zastanawiałam się jaki jest powód jej wizyty.
-Jak się czujesz?
-Dobrze, pytacie wszyscy mnie o to tysiąc razy.
-No fakt, ale wszyscy się o ciebie martwimy, no i Ross też.

Dlaczego ona wspomiała o Rossie?  Czyżby to był cel jej wizyty?  Hmm pewnie niedługo się przekonam.

-On też?
-Tak, on najbardziej z nas wszystkich, wiesz kiedy cię nie było to chodził z głową w chmurach. --Uśmiechnęła się
-Na serio?  --Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, Zendaya zauważyła to i mówiła dalej.
-Tak, oczywiście --w tym momencie coś sobie uświadomiłam.
-Ross, kazał ci tu przyjść prawda?
-Yyy, no wiesz... To skomplikowane.
-Zendaya, co tu masz skomplikowanego?
-Oj dobra, nie ważne, możemy już o tym nie mówić.
-No dobra, zmieńmy temat.
-Zgoda

Zastanawiało mnie to dlaczego Ross każe Zendayi mówić o nim
Dlaczego sam nie może się pofatygować i sam mnie zapytać co chce, a nie wysyła innych na przeszpiegi.
Przegadałyśmy tak z Zendayą, prawie cały dzień. Ta dziewczyna była naprawdę moją najlepszą przyjaciółką, choć nie znałyśmy się nie wiadomo ile.

" Tymczasem u Rossa "

*Oczami Rossa*

Siedziałam tak i myślałem czy Zendaya wypytała Laurę i czegokolwiek się dowiedziała.
Zjedliśmy z Callumem naleśniki.

Poszedłem zapłacić i już miałem iść do domu  kiedy zobaczyłem ostatnią rzecz którą chciałbym zobaczyć....

************
Podobał się wam rozdział?
Jak myślicie co lub kogo Ross zobaczył?

Komentujesz= motywujesz

Zapraszam do obserwacji mojego bloga :)

wtorek, 23 lutego 2016

1000 wyświetleń!! :)

Serdecznie dziękuję wam za 1000 wyświetleń na moim blogu :)
Naprawdę jesteście wspaniali :) To dzięki wam jest już tyle wyświetleń :)
Choć blog prowadzę dopiero nie cały miesiąc a tu tyle wyświetleń :))) Jest mi naprawdę z tego powodu miło. :))

Jeśli macie jakieś pytania to piszcie komentarze :))

Rozdział 10

*Oczami Rossa*

Wstałem i wcale nie miałem ochoty iść do szkoły. Tak bardzo chciałem iść od razu zobaczyć Laurę, ale no cóż, musiałem najpierw iść na lekcje. W szkole w ogóle nie byłem w stanie myśleć. Siedzieliśmy w klasie i pisaliśmy właśnie klasówkę. Siedziałem z głową podpartą o rękę i zaznaczałem byle co. Nie mogłem wczoraj się uczyć, no bo jak? Jak wszystkie moje myśli krążyły wokół Laury. Myślałem też nad tym co powiedziałem jej kiedy spała. A co jeśli mnie słyszała?  Nagle moje myśli przerwał Trevor.

-Ej, Ross dzwonek już, nie wychodzisz? ----był zdziwiony dlaczego jeszcze nie wyszedłem.
-Aa, no tak już idę. --Wstałem i razem z nim wyszłem z klasy.

Trevor wyszedł ze szkoły, ale ja się zatrzymałem. Dlaczego on już idzie?  Nagle zawrócił.

-Ross, co ty robisz?
-Ja?
-Nie, święty Mikołaj! Oczywiście że ty!
-No jeszcze lekcje mamy chyba.
-Co??  ---Załamał ręce na znak bezradności.
-Ale o co ci chodzi?
-To była ostatnia lekcja, idioto!
Chodzisz dzisiaj z głową w chmurach, co z tobą jest?

Sprawdziłem w telefonie, rzeczywiście to była ostatnia lekcja. Moje myśli były tak pochłonięte Laurą, że nawet nie zauważyłem kiedy minęły lekcje.

-Wiesz, no tak sobie myślę.
-Napewno jest jakiś powód? Hmmm, o wiem czyżby ta nowa dziewczyna była powodem?
-Yyy, no może---przewróciłem oczami.
-A jak zabierasz ją jutro na tą imprezę?
-Miałem, ale miała wypadek i jest w szpitalu. ---Na własne słowa posmutniałem.
-Ale nic jej nie jest?  ---Może trochę się przejął, ale to pewnie ze względu na mnie.
-Nie, jutro ją wypisują.
-No to stary, pewnie lecisz teraz do niej?  ---Poklepał mnie po ramieniu.
-Taki miałem zamiar.
-Dobra to narazie.
-Narazie.

Kiedy szłem do szpitala, cały czas myślałem o tym, że Laura mi kogoś przypomina, to było dziwne.
Naprawdę czułem się tak jakbym już ją znał, ale dlaczego?  Czyżbym ją kiedyś gdzieś zobaczył? A może to przez uczucia jakimi nią darzę. Szłem tak kiedy z tyłu jakiś znajomy głos zawołał mnie.

-Ross! Czekaj ----to była Zendaya, która przebiegła zasapana.
- Też idziesz do Laury?
-Tak.
Ross, słuchaj Trevor mówił mi że przez cały dzień myślałeś o Laurze.
-No tak, ja bo..., no...
-Hej, przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. ---Położyła mi rękę na ramieniu i zrobiła przejmującą minę.
-Wiem, ale no... mi jest trudno o tym mówić, wiesz jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego jak do Laury.
-Rozumiem cie.
-Ej, no przecież ty jesteś dziewczyną!
-Tak, doprawdy? ---Chyba się trochę zezłościła.
-No chodzi mi o to, że ty pogadasz z Laurą i opowiesz mi wszystko, przecież się zaprzyjaźniłyście.
-No tak, ale krótko, nie wiem czy będzie chciała od tak gadać o tobie, choć pytała mnie wcześniej czy jesteśmy razem.
-Że my?  ---Zaśmiałem się
-Tak, ale wiesz zanim cokolwiek powiesz poczekaj aż wyjdzie ze szpitala i wydobrzeje.
-Tak, masz rację.

Szliśmy tak jeszcze z 15 minut. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce weszłem do szpitala, a tu co moje piękne oczy widzą? Mój brat i siostra Laury idą i co?  Trzymają się za ręce! Co?  Nie no!!
Podszedłem do ich zdziwiony, przecież znają się dopiero jeden dzień.

-Siema brat, co tam?
-Co tam?  Od kiedy ty i Vanessa jesteście razem?
-Eeee, od jakichś 5h.
-Serio?  Bo wiesz ona niedługo wyjdzie.
-No tak, ale na wakacje wraca
-Mamy połowę kwietnia.
-No i? --Wzruszył ramionami.

Poszedłem, nie miałem czasu z nimi dyskutować, wolałem ten czas spędzić z Laurą. Jutro ją wypiszą. Będzie lepiej. A może zaprosiłbym ją gdzieś? Ale czy nie powinienem zaczekać aż wydobrzeje? Hmmm.... Tak po weekendzie jakoś ją gdzieś zaproszę. Bez reszty. Ciekawe czy będzie zdziwiona...
Wszedłem do sali, na której leżała.

-Hej Laura, jak się masz?  ---Usiadłem obok niej, widziałem jej dyskretny uśmiech. Co to miało oznaczać?  Cieszy się, że mnie widzi?
-Hej Ross, jest dobrze, głowa mniej boli i ogólnie jest ok.
-To cieszę się.. --Chyba zauważyła mój uśmiech od ucha do ucha.
-Ross, bo jutro wypisują mnie o 13:00 a chciałeś iść ze mną na tą imprezę.
-Ehh, nie ważne, nie idę sam. Miałem iść z tobą, ale ty musisz wydobrzeć. Następnym razem pójdziemy.
-Naprawdę?  Nie jesteś zły?
-Jakbym mógł być zły na ciebie!! Bez ciebie nigdzie nie idę!
-Wiesz, to bardzo miłe.. ---W tym momencie Laura mnie przytuliła. Jejjj, to było takie miłe. Czyżby ona też coś do mnie czuła? Jeśli tak to dlaczego to ona nie może mi pierwsza tego powiedzieć? Życie było by wtedy prostsze.
W tym momencie do sali weszła Zendaya, rzetesz sobie moment wybrała!!
-Hej, ooo przeszkodziłam w czymś?
-Nie, wejdź--powiedziała Laura i odsunęła się ode mnie.

Jeszcze do tego przyszła mama Laury, chyba miała jakąś dobrą wiadomość, bo bardzo się uśmiechała.

-Laura, doktor powiedział, że wszystko jest w porządku i już dziś cię wypiszą.
-Naprawdę?  ---Widać, że była szczęśliwa, że nie musi dłużej siedzieć już w szpitalu.
-Tak--Jej mama podeszła i ją przytuliła.

Potem Laura wstała i poszła do łazienki się przebrać.
Kiedy wróciła wszyscy wyszliśmy ze szpitala i szliśmy w stronę domu Laury. Riker i Vanessa gdzieś się oddalili, tak samo jej mama gdzieś znikła. Zostaliśmy we trójkę: ja, Lau i Zendaya. Zaczęliśmy rozmawiać jak najlepsi przyjaciele. Odprowadziliśmy ją pod dom, a Zendaya poszła mówiąc, że ma coś ważnego do załatwienia, ale zrobiła to pewnie dlatego żebym mógł zostać sam z Laurą. Chciałem spróbować zacząć rozmowę, już miałem coś powiedzieć, ale wtedy mama Laury z Vanessą podeszły i nic nie powiedziałem. Jedynie Laura która wchodziła do domu powiedziała:
-No to jutro ta impreza?

**********
Taki dzisiejszy rozdział. Podobało się? Jak myślicie Laura powinna iść na tą imprezę?
Zapraszam do obserwacji mojego bloga :)

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 9

*Oczami Laury*

Obudziłam się i poczułam na sobie kilka par oczu. W pierwszym momencie nie wiedziałam gdzie jestem. Byłam lekko rozkojarzona.

-Gdzie ja jestem?  --Powiedziałam z taką ledwoscią, byłam strasznie przemęczona.
-W szpitalu kochanie---powiedziała mama i przytuliła mnie.
-No tak, ten wypadek na plaży.
-Dobrze się czujesz? ---Spytała mnie zatroskana siostra.
-Chyba tak, jestem tylko zmęczona, ja przepraszam bo sama sobie jestem winna, powinnam była się posłuchać Rossa i wrócić na brzeg.
-Teraz to nie istotne, najważniejsze żebyś doszła do siebie ----mama tak mocno mnie przytulała chyba musiała odchodzić od zmysłów kiedy spałam.

-No dobrze ja zaraz wrócę a ty porozmawiaj z przyjaciółmi---powiedziała mama i wyszła.

-Laura, nic ci nie jest? ----zapytał Ross i usiadł obok mnie.
-Nic, czuje się naprawdę dobrze---było to lekkim kłamstwem, bo byłam trochę zmęczona i obolała, ale nie chciałam martwić Rossa.
-To dobrze, przepraszam ten wypadek to moja wina----spuścił głowę w dół i posmutniał.
-To nie prawda! To moja wina,  powinnam była cię posłuchać, ale tego nie zrobiłam----Lekko się oburzyłam.
-Ale ja nie powinienem Ci pozwolić wchodzić do wody----był taki smutny, musiałam go jakoś przekonać, że to nie jego wina.
-Ja cię, nie posłuchałam, naprawdę to moja wina, nie kłóć się ze mną Ross i przestań się obwiniać naprawdę. ----Spojrzałam mu głęboko w oczy, było widać że musiał się okropnie martwić.
-No dobrze, skoro tak mówisz---Lekko się uśmiechnął i mnie przytulił, chciałbym żeby nigdy mnie nie puszczał, kiedy mnie przytulał robiło mi się tak ciepło na sercu.
-Przesuń się Ross, to też moja przyjaciółka---powiedziała Zendaya, wypychając Rossa i mocno mnie przytulając.
Każdy mocno mnie przytulał, fajnie mieć przyjaciół, którzy się o ciebie martwią i zawsze są z tobą.
Dotąd ich nie miałam i to było nowe i wspaniałe doświadczenie.
Niespodziewanie do środka wszedł szatyn.
-Rydel?
-Co chcesz? A może tak najpierw byś się przedstawił co?  ---powiedziała to tak władczo, może to i Riker był najstarszy, ale to Rydel rządziła.
-No właśnie miałem to zrobić, część jestem Rocky. ----podszedł i uścisnął mi dłoń.
-Hej, jestem Laura, to teraz znam całe rodzeństwo Lynch'ów?  --Zaśmiałam się.
-Tak ---też się zaśmiał.
-Dobra to co chciałeś? Mów byle szybko ---Rydel ustała składając ręce i tupiąc nogą, wyglądała odrobinę śmiesznie.
-No bo, wiesz rodzice są w domu i pytają gdzie wy wszyscy jesteście, bo nikt nie odbiera telefonu.
-No dobra, zaraz zadzwonię do nich ---mówiąc to wyszła razem z Rocky'm.
Czas leciał dość szybko, prawie cały czas rozmawialiśmy. Cały czas byli wszyscy moi przyjaciele oraz mama z Van. To było takie miłe, że cały czas tu siedzieli. Nim się spostrzegliśmy był już wieczór noi musieli wracać do domu. Jedynie Van z mamą na zmianę przy mnie czuwały. Kiedy
wszyscy wychodzili Ross zatrzymał się i jeszcze raz mnie mocno uścisnął. Mogłabym go nigdy nie wypuszczać z objęć.
-To widzimy się jutro, pa Lau.
-Pa, Ross..
Kiedy już wyszedł, do sali wparowała Vanessa ze swoimi pytaniami.
-No Laura, opowiadaj co się kroi pomiędzy tobą a Rossem? ---usiadła na przeciwko mnie na krześle i brodę oparła o ręce.
-Ehh, nic.
-Tylko mi tu nie kłam siostra!--pogroziła mi palcem, zaczęłam  lekko chichotać.
-No, ale nie kłamię. ---Uniosłam ręce do góry, w celu swojej niewinności.
-Oj, przecież widzę, jak on na ciebie patrzy i jak ty na niego.
-Pff, nie prawda---hmmm, naprawdę on się tak patrzy?  I czy to aż tak widać jak ja patrzę?
-Dlaczego mi nie powiesz prawdy? ----Zrobiła tą swoją słynną minę smutnego psa, to jej naprawdę wychodziło perfekcyjnie.
-No, dobra okey, może trochę mi się podoba.
-Trochę?
-Tak, bądź zadowolona że i tak ci tyle powiedziałam.

Vanessa dalej chciała wydusić ze mnie, więcej informacji, kiedy na szczęście przyszła mama.

-Vanessa chodź, niech Laura się wyśpi, pewnie jest zmęczona.
-No dobra, dobranoc.
-Dobranoc.
-Dobranoc córciu, śpij dobrze, kocham cię.
-Ja cię też.

Nagle Van zawróciła.

-Ale pamiętaj, to jeszcze nie koniec!
-Taa, okey, powiedziałam, rzuciłam w nią poduszką i poszłam spać.

Zanim usnęłam, myślałam dużo o dzisiejszym dniu, o tym co mówiła Nessa, o tym że Ross naprawdę strasznie się o mnie martwił. Chciałam napisać jeszcze do niego SMS-a ale byłam już tak zmęczona, że momentalnie zasnęłam.

**********
I co myślicie o tym rozdziale?
Czytasz=skomentuj :)
Zapraszam do obserwacji mojego bloga :)

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 8

*Oczami Rossa*

O matko!!! To było przerażające! Ta fala zmiotła Laurę z powierzchni.
Nic nie myśląc, rzuciłem się do wody i zanurkowałem. Wyniosłem ją z wody. Była nieprzytomna.
Nie wiedziałem co robić. Panikowałem strasznie, szybko zadzwoniłem na pogotowie. Po kilku minutach przyjechali. Jej siostra i mój brat zauważyli jak wynoszą ją na noszach. To było okropne. Byłem taki rostrzęsiony, że Riker ledwo co mnie uspokajał. Tak bardzo martwiłem się o Laurę i obwiniałem się o to co się stało.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala w poczekalni czekała już tam jej siostra z mamą. Obie wyglądały na bardzo przestraszone i zmartwione. Usiedliśmy z Rikerem na przeciwko nich. Nawet w takiej sytuacji, oczywiście mój brat musiał gapić się na Vanessę, a ona odwzajemniała spojrzenie. Nagle podszedł do nas lekarz.

-Dzień dobry, zastałem rodzinę Laury Marano?
-Tak to my, co z nią? ---odezwała się jej mama.
-No więc, na szczęście nie doszło do żadnych obrażeń ani jakichkolwiek złamań. Dziewczyna zaczyna się budzić. Zostawimy ją na 3 dni na obserwacji i będzie mogła wrócić do domu, możecie państwo do niej wejść ---Odwrócił się na pięcie i poszedł.
-Jej, nic jej nie będzie---w głosie jej mamy było słychać ogromną ulgę, cóż mnie też użyło, że Lau wyjdzie z tego.
Wszyscy skierowaliśmy się do sali gdzie leżała. Kiedy ją zobaczyłem dotarło do mnie, że przez głupotę, przez to że jej nie powstrzymałem mogło jej się coś stać. Nie wiem co ja bym zrobił.
Chciałem z nią porozmawiać, ale spała więc nie chciałem jej budzić.  Powiedzieliśmy wszyscy u niej, kiedy oczywiście Riker i Van gdzieś poszli. Zostałem sam z jej mamą.

-Ross, wiesz jak to się stało?
-No Proszę pani, bo Laura z Vanessą przyszły na lekcje surfingu i... ----Byłem zestresowany odpowiedzią, nie wiedziałem co mam mówić.
-Z resztą nie teraz czas na wyjaśnienia, najpierw nich Laura dojdzie do siebie---pocałowała ją w czoło.

Nieoczekiwanie zadzwonił telefon  mamy Lau. Zachowywała się bardzo dziwnie. Tak jakby coś ukrywała. Wyszła z sali i odebrała telefon. Nie podsłuchiwałem. Wolałem posiedzieć z Laurą. Ona spała, nie słyszała mnie, ale ja i tak do niej mówiłem.

-Wiesz Laura, bałem się o ciebie tak bardzo. Nawet nie masz pojęcia jakim byłem kłębkiem nerwów. Gdyby coś ci się stało. To ja.. Ja nie wiem czy bym sobie wybaczył. Wiem, że to nie jest całkiem moja wina, ale na pewno coś mojej winy w tym jest. Chcę żebym wiedziała, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. Może znamy się krótko, ale ja czuję jakbym cię znał całe życie. I może te słowa, które chciałem ci powiedzieć kiedy Riker nam przerwał i to co mówię teraz, może kiedyś zdobędę się na odwagę, żeby powiedzieć Ci je naprawdę,  żebyś mogła je usłyszeć.. ---Wziąłem ją za rękę i siedziałem tak kilka minut. Kiedy przyszedł doktor, żeby zmierzyć ciśnienie, musiałem zapytać dlaczego ona tak twardo śpi.

-Panie, doktorze?
-Tak?
-Chciałem zapytać dlaczego Laura tak twardo śpi?
-To normalne, podaliśmy jej leki, niedługo powinna się obudzić---poklepał mnie po ramieniu i powiedział:
-Nie martw się twojej dziewczynie nic nie będzie ---i wyszedł.
Nawet nie miałem ochoty zaprzeczać, że to nie jest moja dziewczyna. W tym momencie przyszli: Rydel, Zendaya, Riley, Callum, Eryk. To było naprawdę miłe z ich strony, że przyszli.

-Dobrze, że przyszliście
-Ross, przecież my zawsze, Lau też jest naszą przyjaciółką.
-Nawet nie macie pojęcia jak się bałem. ---Cała piątka mnie przytuliła równocześnie, nie ma to jak przyjaciele.
W końcu wróciła jej mama, siostra i mój brat.

-Wiesz mamo gdyby Ross jej nie wyciągnął z wody utopiła by się.
-Naprawdę?
-Tak, ----Byłem lekko zakłopotany.
Chciała zadać kolejne pytanie, ale nagle Laura zaczęła otwierać oczy.

**********
Jak się podobał rozdział??
Właśnie dodałam nowy gadżet więc serdecznie zapraszam do obserwacji mojego bloga :)

środa, 17 lutego 2016

Rozdział 7

*Oczami Laury*

Byłyśmy już na schodach, kiedy Vanessa znów zaczęła mnie wypytywać o moich przyjaciół.
Wcale nie miałam ochoty, żeby jej cokolwiek mówić.

-No powiedz, nie bądź taka.
-Jeny, no sześcioro przyjaciół i dwóch znajomych.
-Serio?  Tak dużo w tak krótkim czasie?
-Tak----powiedziałam z dumą.
-A wśród tych przyjaciół jest jakiś chłopak?
-Taak
-A ma może??  ---Nie dałam jej dokończyć pytania bo jasne było o co chciała spytać
-Tak, ma brata, nawet dwóch, a ty trzymaj się z dala.
-Dobra, nie tak ostro siostro! ----Ona mnie tak denerwowała.

Kiedy dotarłyśmy już na miejsce. Ta od razu wyszła z samochodu i zaczęła piszczeć.

-Kurde.. Van co odwala ci?
-Lau idziemy zapisać się na lekcje surfingu!
-Nie chce mi się sufować.
-Oj idziemy --poszła i pociągnęła mnie za sobą.
Podeszłyśmy do pani która robiła zapisy.

-W czym mogę pomóc?
-Chciałyśmy się zapisać na lekcje surfingu.
-Na ile godzin?
-A jakie są do wyboru?
-100 $ za 1,5h ,  150 $ za 3h i 200 $ za 5h.
-Prosimy te pięciogodzinne.
-Oszalałaś!???  Vanessa! Aż 5h?
-Siedź cicho!

Nessa zapłaciła i pani pokazała nam gdzie są nasi instruktorzy.

-Dobra ja idę do tego, a ty idź sobie do tamtego blondaska.
-Okey, idę

Podeszłam do gościa, który woskował deskę.

-Hej, masz mnie podobno uczyć surfingu.

Kiedy odwrócił się nie mogłam uwierzyć moim własnym oczom!!
Nigdy bym się nie spodziewała!

-Ross?? Co ty tu robisz?
-Uczę surfingu jak widać----ten jego uśmieszek
-No tak, ale nie wiedziałam, że surfujesz.
-Jestem w tym mistrzem---hah przez ten jego ton chciało mi się śmiać.
-Pracujesz tu?
-No nie zabardzo
-Jak nie zabardzo?
-No przychodzę tu uczyć raz, dwa razy w tygodniu, dobra to ile godzin kupiłaś?
-No 5h
-Serio? Kupiłaś aż 5h żeby się ze mną popluskać w wodzie---zaśmiał się.
-Oj, to Vanessa tyle chciała.
-Aa, ta twoja siostra?
-Taak.
-No to chyba teraz się cieszysz, że aż tyle czasu spędzimy razem na plaży co?  --Przekręcił głowę lekko na bok i znów zrobił ten swój uśmieszek... Hmmm... W tym coś było...
-No może... ---Odpowiedziałam uśmiechem.
-Oj, nie widzę, żeby Riker czegokolwiek uczył tą dziewczynę, oni tylko gadają.. Oj cały Riker---znów się śmiał, lubiłam kiedy się śmiał, wyglądał wtedy tak słodko.
-Gdzie on jest?
-Tam, ---wskazał na brata oddalonego od kilka metrów.
-On "uczy" moją siostrę.
-Serio?
-Tak..
-Jej, no dobra to chodźmy się uczyć.
-Okey, ale nie idziemy do wody?
-Nie można zaczynać lekcji od razu w wodzie, lekcje na lądzie są tak samo ważne jak i te w wodzie.
-No dobra..

Te lekcje na sucho były nudne, jeny wolałabym już iść do wody.

-Rozumiesz?
-yyy, ehem..
-Czyli nie?
-No po prostu, to jest nudne, nie możemy zacząć normalnie?
-Dobra, to jak jesteś taka obeznana, to pokaż co potrafisz--
---Dał mi deskę i chytrze się uśmiechnął.
-Okey.

Próbowałam, utrzymać się na wodzie. Z początku szło mi nie najgorzej. Ale w pewnym momencie wezbrała ogromna fala. Słyszałam jak Ross krzyczy, żebym wracała, ale ja chciałam udowodnić, że umiem sufować.
Kiedy fala do mnie dotarła, momentalnie spadłam z deski. Uderzyłam głową o nią i więcej już nic nie pamiętam.

*********
Jak się podobało??
Każdy komentarz to motywacja do szybszego napisania rozdziału :)

poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 6

*Oczami Laury*


– Więc ja.... – Już myślałam, że usłyszę te słowa, które chyba chciał  powiedzieć i w tym momencie do domu wszedł jakiś wysoki blondyn.

- No siema, brat. Kto to? – zapytał.

- To Laura, moja em przyjaciółka. – widziałam w jego oczach zdenerwowanie.

- Miło mi jestem Riker - powiedział podając mi rękę i uśmiechając się.

- Mnie również. - Odwzajemniłam uśmiech.

Riker wziął paczkę chipsów i usiadł koło nas przed telewizorem. Ross spojrzał na niego stanowczo.

- Chyba nie przeszkodziłem w niczym? - Zapytał sarkastycznie.

- Nie skąd - powiedział Ross ironiczne.

Nagle ktoś do mnie dzwonił, spojrzałam na wyświetlacz "mama"

*treść rozmowy telefonicznej*
-Halo, mama?
-Laura, gdzie jesteś? - Pytała nerwowo.
-Eeee, u znajomych
-To wracaj już do domu, bo Vanessa przyjechała wcześniej.
-No dobra- rozłączyłam się

-Ross?
-Co?
-Ja muszę już iść, mama dzwoniła, że moja siostra przyjechała i mam iść.
-Dobra, to cześć---w jego głosie słychać było smutek, no ale musiałam iść.
I wyszłam.

*Oczami Rossa*

Spojrzałem się na Rikera i już miałem mu coś pocisnąć..

-No co? Coś nie tak?
-Weź mnie nie denerwuj---Wstałem i poszedłem na górę do siebie.

Siedziałem przez kilka minut i pobrzdękałem na gitarze, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi.

-Kim kolwiek jesteś idź sobie!
-Oj brat, jesteś zły?
-Mówiłem, że masz nie wchodzić.
-Ale weszłem, chodzi o tą dziewczynę?
-Nie twój interes.
-No powiedz starszemu bratu --śmiał się tak perfidnie..
-Weź odwal się i idź już sobie.
-No nie pójdę, bo miałem ci coś powiedzieć, no Riley mi mówiła.--cały czas jadł chipsy, a przy tym tak głośno jadł, że doprowadzało mnie do szału.

-Możesz przestać tak głośno żreć??!!!
-Po pierwsze ja jem, a po drugie mam coś do powiedzenia.
-Dobra mów i wynocha!
-No bo Courtney ma wrócić
-Że co? ---Byłem taki wściekły, że ta
psycholka wraca.
-No twoja żona, ---zaczął się tak śmiać, że miałem ochotę mu przywalić.
-To jest jakaś psycholka, naprawdę ona jest nie normalna.
-Jak widać, zwykły zakaz zbliżania nie pomógł.
-Tylko mam nadzieję, że jej przeszło.
-Stary psychopata, zawsze będzie psychopatą ---poklepał mnie po ramieniu.
-Teraz tylko jej unikać.
-Tylko wiesz, musisz powiedzieć o tym swojej dziewczynie
-To nie jest moja dziewczyna.... Jeszcze nie, ale Riker nie musiał o tym wiedzieć.

*tymczasem u Laury w domu*

*Oczami Laury*

-No cześć siostra!! Krzyknęła Van rzucając się na mnie.
-Jej, też się cieszę, że cię widzę--nie powiedziałam tego szczerze, miałam dość jej wywyższania się i słuchania jaka to ona wspaniała.

-No to opowiadaj, Lau poznałaś kogoś?
-Tak
-Kogo? --Nie znosiłam tego że jest taka wścibska, ale w sumie mogłam jej się pochwalić.
-No kilku przyjaciół.
-Jakich
-normalnych no!!
-Dobra, jesteś taka tajemnicza, ale i tak się dowiem!!
-Powodzenia!

Nagle mama zeszła na dół.

-Hej dziewczynki, może tak pójdziecie razem na plażę?

-Super!! Krzyknęła Van i poszła się przygotować.

Wcale nie miałam ochoty nigdzie iść. Wciąż myślałam co wtedy Ross chciał mi powiedzieć.

***********
Taki o to rozdział, mam nadzieję, że się podobało.
Czytasz -skomentuj :)

piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 5

*Oczami Laury*


Śmiała się tak z kilka minut, a mnie już to zaczynało powoli denerwować.

- Czyli nie jesteście razem?

- Nie głupolu - cały czas się tak śmiała, że myślałam że zaraz pęknie.

- Bo ja myślałam, że tak... no bo te spacery i śmiechy i w ogóle to wszystko.

- Przyajźnimy się od przedszkola, Ross nigdy nie będzie dla kimś więcej niż tylko najlepszym przyjacielem.

- Naprawdę? - ups, chyba zauważyła tą nadzieję.

- Tak - jużchciałam o coś zapytać, ale nagle do pokój weszła mama Zendayi.

- No to do zobaczenia Laura - podniosła się i wyszła z mamą.

- Cześć.

Kiedy Zendaya poszła, zaczęłam sobie wszystko układać w głowie, czyli Ross nie ma dziewczyny. Więc jest szansa. 
Siedziałam i rozmyślałam bardzo dużo i zanim się spostrzegłam była już 23:00 więc postanowiłam pójść spać.

Następnego dnia kiedy się już obudziłam był czwartek kolejny dzień przybliżający do tej imprezy. Po mimo tego, że wiem iż Ross nie ma dziewczyny, to miałam dziwne wrażenie, że nie potrzebnie się zgadzałam a w dodatku miałam wziąć siostrę i po co mi była ta wymówka? Zjadłam szybko śniadanie i poszłam do szkoły. Po drodze szłam cały czas się uśmiechając. Miałam w głowie cały czas słowa Zendayi "Jesteśmy tylko przyjaciółmi"

Nagle gdy szłam tak zamyślona, wpadłam przez przypadek na jakąś blondynkę.

- Ojej, przepraszam 

- Nic się nie.... Ej ja cię znam.

- Mnie? - byłam zdziwiona, ponieważ nie miałam pojęcia skąd ktoś kogo nigdy nie widziałam na oczy mnie zna. 

- Tak

- Ale skąd? 

- Jesteś Laura Marano? 

- No tak, ale nic nie rozumiem

- Jestem Rydel Lynch - uśmiechnęła się i podała mi rękę

- Cześć. Czyli jesteś siostrą Rossa? - Czyli ona już o mnie opowiada wszystkim?

- Tak - przytaknęła.

- Ale skąd mnie znasz 

- Ross cały czas o tobie gada. - Uśmiechnęła się szeroko do mnie

- Naprawdę? - tak bardzo zrobiło mi się miło na te słowa Rydel.

- No pewnie, powiedz podoba się w Nowym Jorku? - Zapytała mnie promieniejąc.

- Jest bardzo fajnie

- Cieszę się, a jak tam ogólnie atmosfera w szkole? Z moim bratem.- zachichotała

- No w szkole dobrze.

- A druga część pytania? - uśmiechnęła się i zaczęła poruszać brwiami.... 

- No wydaje mi się, że też.

- Podobało ci się na pizzy? Jak oceniasz znajomych Rossa? - Co to przesłuchanie? 

- Są bardzo fajni i mili. - Nie znałam ich dobrze, więc nie powinnam mówić o nich źle.

- Tak, a poznałaś Calluma? - Wybuchnęła śmiechem.

- Tak, a co? 

- Heh, nic poczekaj jeszcze trochę. 

- Heh, okey.

- A ty zapewne idziesz do szkoły? 

- Tak, a ty gdzie chodzisz do szkoły? Ile masz w ogóle lat?

- Jestem starsza od Rossa o dwa lata i chodzę do ostatniej klasy.

- Ale nie do tego samego liceum?

- W tym samym 

-Naprawdę? - zdziwiłam się.

-Tak - kiwnęła głową twierdząco. 

- Jej, czemu nie wiedziałam? A reszta? 

- Riker studiuje, ma 21 lat, a Rocky ma 18 i też chodzi do tego samego liceum.
Wiesz szkoła jest ogromna i normalne, że nie wiedziałaś nikogo.
Hmm która to godzina? 
Idziemy razem do szkoły? 

-Pewnie - uśmiechnęłam się do niej, co ta odwzajemniła.

Rydel wydaje się być miła. Mogłabym się z nią zaprzyjaźnić. Jej w ciągu ostatnich dni mam więcej przyjaciół niż przez całe moje życie. Ten Nowy Jork jest naprawdę świetny.

Kiedy doszliśmy już do szkoły. Ross stał przy wejściu lekko zdziwiony.

-Rydel co ty robisz? - jego mina na nasz widok była bezcenna.

-Idę do szkoły, nie widzisz? - odpowiedziała sarkastycznie.

-No widzę, ale.. 

-Poznałam Laurę, miałeś rację brat, jest fajna. - Widziałam jak Ross się poczerwienił i puścił jej spojrzenie nie żyjesz. 

-Dobra, dzwonek chodźmy.

Nie minęła pierwsza lekcja, a dyrektor zwołał wszystkich na apel. Okazało się, że są problemy techniczne i lekcje mamy odwołane.

- Hej Laura, - zawołał za mną Ross.

- Tak? 

- Może chciałabyś wpaść do mnie do domu, no i spędzilibyśmy trochę czasu razem i poznałabyś moich braci.

- Zgoda - tym razem, odpowiedziałam bez namysłu, no bo co tam. 

Szłam tak z Rossem i Rydel do ich domu. Kiedy byliśmy na miejscu , nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Ich dom był tak ogromny jak pałac. Ohho on wyglądał jak pałac.
W środku było cicho, co oznaczało że nikogo jeszcze nie ma. Usiadłam na kanapie z Rossem i Rydel.

- Laura, Chcesz coś do picia?

- Nie dzięki.

- Ja idę, zaraz wracam - wtrąciła się Rydel i poszła na górę.

-Laura, słuchaj muszę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego. - wyglądał na spiętego. To chyba naprawdę coś ważnego, oby to nie było nic złego. 

- Słucham? - Powiedziałam lekko zdenerwowana. 

- Okey, - przysunął się do mnie bliżej, tak, że siedział naprawdę blisko. – Więc ja....





********
Mam nadzieję, że wam się podobało.
Rozdział był może trochę nudny, ale następny będzie dużo lepszy :)

poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 4

*Oczami Laury*


Byłam lekko zdziwiona, ale nie grzecznie by było nie odpowiadać. No cóż. Trudno, odpowiem jej. Niech stracę.

- Z Anglii - odpowiedziałam od niechcenia.

- Jesteś Brytyjką? - Pytała z zainteresowaniem. 

- Nie, urodziłam się w Los Angeles, ale potem za rok przeprowadziliśmy się do Anglii, gdzie mieszkaliśmy jakieś 3 lata, a potem poszło i non stop się przeprowadzaliśmy.

- Dużo podróżujecie? 

- Tak. - kiwnęłam głową.

- To fajnie - Przyznała 

- No nie zabardzo, ciągle zmieniam szkołę i przez to nie mam przyjaciół. - zrobiło mi się wtedy okropnie przykro, a Zendaya przytuliła mnie.

-Współczuję - było widać, że mówi szczerze. Wtf, o co jej chodzi? 

Druga część rozmowy tak świetnie się kleiła jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami. Śmiałyśmy się i było naprawdę fajnie, aż się zdziwiłam ile mamy wspólnych zainteresowań.
Gdyby to nie była dziewczyna Rossa, mogłybyśmy się przyjaźnić, ale ze jest więc nawet nie ma mowy. 

Nagle mój telefon zawibrował. Na wyświetlaczu zobaczyłam, że to był SMS od Rossa.

- Chyba zostałyśmy same

- Dlaczego? 

- Dostałam SMS-a od Rossa, napisał mi, że musiał pilnie wyjść i już zapłacił za wszystko więc też możemy iść.

- Ooo, no to okey, chodźmy.

- Okey

Gdy wyszłyśmy i miałyśmy iść w inne strony, Zendaya odwróciła się nagle.

- Laura? - Zapytała niepewnie.

- Tak?

- Może tak przespacerowałybyśmy się?

- Zgoda - Nie miałam siły na wymyślanie jakichkolwiek wymówek. W sumie nic mi się przecież nie stanie. 

Na początku byłam trochę nie pewna odpowiedzi, ale okazało się fajnie.
Brunetka pokazała mi prawie cały Nowy Jork. Śmiałyśmy się dużo i rozmawiałyśmy o wszystkim.
Zobaczyłam Statue Wolności.
Jechałam nawet metrem.
O dziwo, naprawdę dobrze się bawiłam.
Byłam lekko zdziwiona, że jest dla mnie taka miła. Hmm... A może tylko taką udaje, żeby uśpić moją czujność i uderzy kiedy się nie będę spodziewać?! Tak to możliwe. Widziałam już nie raz takie rzeczy. Niee, to głupie. Nie gram przecież w filmie. A nie każdy kto jest miły musi mieć złe zamiary. Prawda? Prawda! Ale lepiej będę ostrożna.

Dochodziła godzina 18:00 więc postanowiłam zaprosić Zendaye do siebie do domu.

Weszłyśmy do domu i zjadłyśmy kolację, a mama co chwila zadawała pytania. Cieszyła się, że tydzień nie minął a mam dwóch znajomych. To chyba mój rekord. 

Po kolacji poszłyśmy do mojego pokoju.

- Masz bardzo fajny pokój - powiedziała rozglądając się wokół.

- Dzięki.

- która godzina? 

- 19:30 

- Mamy pół godziny, mama powiedziała, że przyjedzie po mnie o 20:00

- Dobre i tyle - zaśmiałam się.

- Tak - odpowiedziała uśmiechem.

- To czyli jesteś w drugiej klasie? Masz 18 lat tak? 

- Tak, chodzimy do tego samego liceum.

- To fajnie.

- Od kiedy znacie się z Rossem? - Nie wiem dlaczego o niego zapytałam.

- Jej. No dość długo. Niemal, że od przedszkola. - zaśmiała się. 

- To rzeczywiście długo - przyznałam.

- Wiesz możemy zostać i my najlepszymi przyjaciółkami i pewnie tak będzie, bo Ross jeszcze nigdy nie zaprosił nikogo na pizze z nami po 3 dniach znajomości. 

- To było by świetnie. - Uśmiechnęłam się do niej. Nie było to do końca szczere. Nie lubiłam jej zbytnio.

- A masz jeszcze jakichś przyjaciół? 

- Koleżanki z klasy i tych co byli dziś z nami na pizzy.

- A rodzeństwo Rossa?

- To są tacy no dobrzy znajomi.

- Ma trójkę rodzeństwa? - Tak, po prostu pamiętam każde jego słowo.

- Tak, dwóch braci i siostra.

Postanowiłam w końcu zapytać, rozmowa było spoko, to czemu by nie? Zebrałam się w sobie i zapytałam.

- Zendaya? - wciąż nie byłam pewna mojego pytania. 

- Tak?

- Od kiedy jeście razem? - Moje serce waliło tak mocno.

- co?? Że my? Czyli kto??? - Zrobiła wielkie oczy.

- No ty i Ross.

- O matko!!! - Zendaya tak się zaczęła śmiać, że czułam się jak idiotka. 









******
Podobało się?  Skomentuj.
Przepraszam, że taki krótki następny będzie dłuższy :)

piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 3

*Oczami Laury*

Ross i Zendaya już dawno poszli, a ja stałam jak ta głupia i wciąż patrzyłam przed siebie. Nagle zrozumiałam, że ten uroczy blondyn ma dziewczynę, więc nic nie mogłam już zrobić. Trudno pozostało mi bycie tylko i wyłącznie przyjaciółmi.
Godzinę później szłam już do domu i na kogo się natknąłam? Na Rossa... Super...

- Laura? O hej, bo ja właśnie miałem do ciebie dzwonić. Gdzie byłaś przez ten cały czas. - Nie wiedziałam co powiedzieć, nie mogłam powiedzieć przecież, że ten cały czas spędziłam w parku myśląc o nim. 

- No wiesz tu i tam. - Odpowiedziałam nerwowo. 

- Słuchaj, bo mam takie pytanie, może chcesz do mnie wpaść co?

-Do ciebie? Do domu? - Dlaczego on zaprasza mnie do siebie? Przecież ma dziewczynę, dlaczego wciąż to powtarzam?

- No tak, poznasz moich braci i siostrę.

- Yyy, no dziś nie mogę niestety, bo ja mam umówioną już wideo rozmowę na Skype z moją koleżanką - w ostatniej chwili wymyśliłam jakieś kłamstwo.

- No dobra, to może innym razem. - jego oczy wyglądały tak smutno, ale nie mogłam iść, no nie.

-Tak, niestety bardzo długo z nią nie rozmawiałam, a u niej nie zawsze internet działa więc no, sam widzisz.

- no dobra, to jutro zaraz po szkole idę ze znajomymi na pizze i pomyślałem, że pójdziesz z nami. - bez namysłu powiedziałam tak, ale po co? Boże, jaka ja jestem głupia.

- Pewnie, a gdzie idziemy?

- Zobaczysz.

- Okey, to pa.

- Paa, mówiąc to podszedł i mnie przytulił, a ja poczułam coś bardzo dziwnego. 

- Do jutra. - Nie byłam w stanie odpowiedzieć, uśmiechałam się tylko i potakiwałam głową.

Nazajutrz, gdy się obudziłam, była środa czyli coraz bliżej do imprezy i jeszcze miałam nie dość, że iść z Rossem na pizze to jeszcze poznać jego znajomych. A co jeśli ja ich nie polubię, albo oni mnie? 
Dzień w szkole minął tak szybko, że nawet się nie spostrzegłam, a szliśmy z Rossem do pizzeri.

- Ross, jak daleko jeszcze? - Marudziłam. 

- Już prawie jesteśmy, o patrz. Idzie tam już Riley z Callumem. - 
następna dziewczyna? Co?

Doszli do nas i uśmiechnięci bardzo miło się ze mną przywitali.

- Tak, właśnie to jest Riley moja kuzynka, a to Callum mój najlepszy przyjaciel.

- Hej, - powiedzieli oboje chórem.

Dalej na miejsce poszliśmy już we czwórkę.
Kiedy już dotarliśmy czekał już tam jakiś chłopak i ta brunetka z parku.

- No hej, jestem Trevor - przywitał się dość przyjacielsko, ale z dystansem.

- Hej, a ja Laura.

- Tak, Zendaye już poznałaś, pamiętasz tak? 

- No Oczywiście, jakże bym mogła zapomnieć - resztę innych słów na jej temat wolałam zatrzymać dla siebie.

- To wszyscy?

- Tak to są moi najbliśsi przyjaciele.

- Ej ludzie, idziemy już jeść czy tak będziemy stać? - wtrącił się rudowłosy Callum. 

- Chodźmy.

Kiedy wszyscy się już rozsiedliśmy, nawet miło się gadało, śmialiśmy się i było naprawdę wesoło.

- Ojej, muszę iść, Cześć - Wstała nagle Riley. 

- Cześć Riley, powiedzieliśmy wszyscy chórem, a ta nam pomachała.

Siedzieliśmy tak jeszcze przez pół godziny, aż nagle Trevor i Callum też poszli. Zostaliśmy we trójkę... 
Nie wiedziałam co mówić, ani co robić. A kiedy Ross powiedział, że idzie pilnie zadzwonić i że zaraz wraca to chciałam stamtąd zwiać. Dlaczego on zostawił mnie samą z tą dziewczyną?

Siedziałyśmy tak przez chwilę w ciszy, aż w końcu ona się odezwała.

-To skąd przyjechałaś?






***********************************
Co myślicie? Chyba ujdzie..

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 2

*oczami Laury*

Dzisiaj, kiedy wychodziłam z domu do szkoły, usłyszałam jak moja mama z kimś rozmawia przez telefon, więc zawróciłam i poczekałam aż skończy.
Ostatnio zauważyłam, że rozmawia coraz częściej. 

- Mamo, z kim rozmawiałaś? 

- Laura, Vanessa zdzwoniła i na ten weekend przyjedzie w odwiedziny.

-Serio? Myślałam że jest aż tak bardzo zajęta, przecież ona jest w ostatniej klasie liceum, no.. - powiedziałam bardzo sarkastycznie.

- Ohh Córciu, nie tęsknisz za siostrą? - Powiedziała to tak bardzo ciepło i mnie przytuliła.

-Nieee... Za jej zrzędzeniem? Wywyższaniem się? Jaka to ona świetna?? -wymieniałam zła. - a dlaczego w ogóle nie przeprowadziła się z nami od razu?? 

- Mówiłam Ci, chciała skończyć szkołę i zdać maturę w Anglii, przecież mieszka z ciocią - Powiedziała łagodnie mama.

-No cóż... - Nie zdążłam nic powiedzieć aż tu nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi. 

- Już idę..

W drzwiach stał Ross..

- Dzień dobry, Pani musi być mamą Laury. 

-Tak dzień dobry, Laura ktoś do ciebie! - Mama odwróciła się i puściła do mnie oczko. Ehh..

Stanęłam jak wryta, nie spodziewałam się że on przyjdzie po mnie... Po kilku minutach dopiero wydusiłam cześć. 

- Laura kim jest twój nowy znajomy? - To się zaczyna...

- To.. - zawahalam się - kolega Ross 

- Przyszedłem, bo jesteśmy już spóźnieni.

- No tak już 7:45, zapomniałam, zagadałam się z mamą.

- Spoko - Powiedział luźno Ross.

- To może was odwiozę? - na jej twarzy zauważyłam uśmieszek, na pewno będzie się wypytywać.

- Dobrze - Powiedział Ross tak naturalnie, chyba nie wie, że czeka go fala pytań. 

Kiedy byliśmy w drodze wiedziałam, że ta już układa sobie pytania.
Przez dłuższą chwilę była cisza, aż w końcu mama zaczęła te swoje przesłuchanie.

- To Ross chodzicie razem do klasy? 

- Tak - chciała zadawać pytania dalej, ale na szczęście byliśmy już na parkingu..

- Jednak zdążycie jest 7:55

Cały dzień w szkole minął nudno, nie działo się nic ciekawego. Cały dzień spędzony w mundurku. Ahh... 

Nigdzie nie widziałam Rossa, więc poszłam prosto do domu, a tam odrobiłam lekcje i zjadłam obiad..
Tak strasznie się nudziłam, więc postanowiłam przejść się po okolicy...

Zwiedzałam tak sobie miasto i gdy dotarłam do parku zobaczyłam coś. Po prostu, aż się we mnie gotowało, myślałam, że wybuchnę.
Tam był Ross!!! I z kim???!!!! Szlajał się z jakąś brunetką.. Cały czas się śmiali!!! Niby z czego!!! To napewno jego dziewczyna, ale dlaczego mi nie powiedział!! Fakt znaliśmy się dwa dni, no ale powinien.. Jeszcze nigdy nie byłam taka wściekła, ale może czy miałam prawo być zła? Przecież dopiero co się poznaliśmy a on zachowywał się tylko jak kumpel, może to ja oszalałam?
Już miałam iść do domu, kiedy mnie zobaczyli i zaczęli iść w moją stronę..
Po prostu cudownie!!! Może zdążę uciec? Ale czy masz czas? W sumie to już mnie widzieli..

- Hej Laura - Powiedział jakby nigdy nic. 

- Hej - Odpowiedziałam dość chłodno.

- Co tu robisz?? - Zapytał zaciekawiony. A co cię to obchodzi? 
A może chcesz wiedzieć gdzie mnie unikać?

- No tak chciałam się przejść.. - I znów sztucznie się uśmiechnęłam. 

- Chciałbym ci kogoś przedstawić, to jest Zendaya - wskazał na brunetkę.

Dziewczyna podeszła, uśmiechnęła się, podała mi rękę i powiedziała miło mi

- Mnie również - moja uprzejmość była tak sztuczna, że myślałam że to zauważą, ale jednak nie.

- Laura, słuchaj jutro jest impreza, może chcesz iść? 

- Yyy... Nie wiedziałam co powiedzieć, nie przepadam za imprezami, ale nie chciałam wyjść za sztywniarę - okey, zgoda a gdzie? 

- Przyjadę po ciebie w sobotę o ósmej. - Dalej wymyśł jakąś wymówkę.

- Oo nie, w sobotę nie mogę przyjeżdża moja siostra - ucieszyłam się, że znalazłam wykręt i to na poczekaniu

- To zabierz ją ze sobą.. - W jego głosie był przebłyski nadzieji. 

- Ehh, nie wiem czy będzie chciała..

-No trudno - powiedział trochę smutniejąc.

Już miał iść, ale krzyknęłam za nim. I po co? Głupia jestem.

- Ross, czekaj, jednak na pewno będę - Jego twarz od razu się rozweseliła.

- Super, będzie fajnie zobaczysz - puścił mi oczko i oboje poszli.

Miałam przeczucie, że jednak się myli.. A ja wciąż nie wiedziałam kim dla niego jest ta dziewczyna.





*********************************
Myślę, że nie jest aż tak źle. :)
Podobało się? 

Kontakt :)

Hej, macie jakieś pytania?
Chcecie czegoś się dowiedzieć?
E-mail:
zakrecona.pozytywnie17@gmail.com